UE: Czas na wspólną armię

UE podejmie historyczną decyzję o ścisłej współpracy w dziedzinie obrony. Finalny etap to unijne wojsko.

Aktualizacja: 22.06.2017 11:56 Publikacja: 21.06.2017 19:42

Żołnierze Eurokorpusu wprowadzają flagę UE do Parlamentu Europejskiego na inauguracyjne posiedzenie

Żołnierze Eurokorpusu wprowadzają flagę UE do Parlamentu Europejskiego na inauguracyjne posiedzenie w 2014 roku.

Foto: AFP

Anna Słojewska z Brukseli

„Historyczny moment", „punkt zwrotny", „przekraczamy Rubikon" – to określenia, które słychać w Brukseli w kontekście rozpoczynającego się w czwartek szczytu przywódców UE i zaplanowanej decyzji dotyczącej obronności. Mają oni uzgodnić tzw. stałą strukturalną współpracę w dziedzinie wojskowej (PESCO). – Otwartą dla wszystkich, ale jednocześnie ambitną – zapowiada wysoki rangą unijny urzędnik.

Sprawa delikatna

Przez najbliższe kilka miesięcy państwa członkowskie będą musiały ustalić listę kryteriów wejścia do PESCO i wyważyć te dwa z pozoru trudne do pogodzenia cele. Bo jak sprawić, żeby nowa współpraca była otwarta np. dla takiego Luksemburga z jego niespełna 0,5 tys. żołnierzy i budżetem ok. 400 mln euro, a jednocześnie opierała się na zaangażowaniu potęgi atomowej, jaką jest Francja?

Dyplomaci przekonują, że na szczycie wszystkie 28 państw UE, w tym zawsze przeciwna unijnej współpracy wojskowej Wielka Brytania, podpisze się pod apelem o ściślejszą integrację w dziedzinie wojskowej. Ale nie wiadomo, ile ostatecznie krajów będzie w PESCO uczestniczyć.

Polska poprze apel o stworzenie PESCO, jeśli tylko nowa struktura będzie otwarta dla wszystkich zainteresowanych i nie będzie konkurencyjna wobec NATO. Natomiast decyzja o tym, czy w tej inicjatywie będziemy uczestniczyć, jeszcze nie zapadła. – To jest w Warszawie sprawa delikatna i skomplikowana – słyszymy ze źródeł unijnych w Brukseli. Potwierdza to wcześniejsze publikacje „Rzeczpospolitej", że w samym rządzie nie ma zgody w tej sprawie. Witold Waszczykowski i Mateusz Morawiecki, czyli ministrowie odpowiadający za sprawy zagraniczne i gospodarcze, są za. Ale entuzjastą integracji wojskowej w łonie UE nie jest Antoni Macierewicz. On sam w czasie ostatniej dyskusji na temat w gronie ministrów obrony UE przekonywał, że Polska mogłaby przystąpić do PESCO, gdyby służyła ona wzmocnieniu flanki wschodniej. Trudno to sobie wyobrazić w sytuacji, gdy ma być jednocześnie niekonkurencyjna wobec NATO i służyć interesom wszystkich państw UE.

„Potrzebujemy ambitnych zobowiązań: od projektów, które zwiększają nasze zdolności obronne, do zadań bardziej wymagających, jak operacje wojskowe. Nasze decyzje w tym zakresie pokażą nie tylko determinację do większego angażowania się w europejskie bezpieczeństwo i obronę, ale też naszą odpowiedzialność za stosunki transatlantyckie, w czasie, gdy po naszej stronie Atlantyku jest ona tak potrzebna jak nigdy dotąd" – napisał Donald Tusk w liście do przywódców państw UE.

Inicjatywa ambitnej współpracy w dziedzinie obrony dojrzewała od dawna w głowach różnych przywódców UE, a dla Jeana-Claude'a Junckera, szefa Komisji Europejskiej, od początku była priorytetem. Choć jeszcze trzy lata temu zarzucano mu oderwanie od rzeczywistości.

Z czasem jednak UE zdała sobie sprawę, że zagrożenia są realne, począwszy od tych na jej granicach, po terrorystyczne. Do tego doszedł brexit, czyli wyjście z UE kraju tradycyjnie sprzeciwiającego się unijnej obronie. I wreszcie na koniec przyszedł Donald Trump, amerykański prezydent zdecydowanie najmniej przywiązany do sojuszu transatlantyckiego. Francja i Niemcy wystąpiły z propozycją takiej współpracy, szybko wsparły je Hiszpania i Włochy, a teraz za jest już większość.

Pieniądze już są

Bruksela już realizuje część naukowo-przemysłową unii obronnej. W latach 2007–2019 wyłoży 90 mln euro na badania naukowe w dziedzinie obrony. Nigdy wcześniej nie wykorzystywała wspólnych pieniędzy na cele związane z wojskowością. Dodatkowo chce też uruchomić fundusz, które zajmie się drugim, po badawczym, etapem tworzenia nowych zdolności: przemysłowymi prototypami. Na ten cele miałoby pójść po 250 mln euro rocznie w latach 2019–2020. Dodatkowe środki miały się znaleźć budżecie UE po 2020 roku.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.jendroszczyk@rp.pl

To tylko polityczne fajerwerki

Artur Bilski komandor rezerwy, były oficer Naczelnego Dowództwa NATO, szef think – thanku Nobilis Media

Rz: Unia Europejska tworzy podstawy Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony (PESCO). Czy Polska powinna uczestniczyć w unijnych strukturach wojskowych?

Artur Bilski: To nie pierwsza taka inicjatywa. Powinniśmy się angażować w budowę takich struktur. „Unijne wojska" mogą uczestniczyć w misjach humanitarnych. Kilka lat temu przejęły np. odpowiedzialność za bezpieczeństwo w Bośni. Taka polityka musi być kontynuowana. Jednak, aby była skuteczna, potrzebna jest wola polityczna krajów członkowskich, a także jasne ustalenie celów. Teraz pomimo poważnego zagrożenia, siły te nie angażują się np. we wzmacnianiu wschodniej flanki Europy. Główny ciężar zapewnienia bezpieczeństwa w rejonie wzięły na siebie wojska amerykańskie. To stawia pod znakiem zapytania wiarygodność tej inicjatywy.

Francuzi nie są obecni w tej części Europy.

To prawda, podobnie jak symboliczna jest obecność niemiecka , oba kraje nie chcą drażnić Rosji. Pojawia się pytanie jeśli nie teraz siły europejskie mają zyskać swoją dynamikę, to kiedy?

W ramach wzmocnienia bezpieczeństwa unijnego powstaje centrum dowodzenia, które ma koordynować użycie wojsk, szkolić siły zbrojne. Pierwsze operacje szkoleniowe przewidywane są m.in. w Mali, Somalii. Czy w naszym interesie jest udział w takich przedsięwzięciach?

Jak najbardziej. Jednak o wiele ważniejsze byłoby wysłanie okrętów Unii do patrolowania Morza Śródziemnego, objętego kryzysem związanym z przemytem ludzi, z falą uchodźców i imigrantów. Szkolenie w pierwszej kolejności powinno objąć siły zbrojne Libii, która nie radzi sobie z tym zjawiskiem. Unia nie manifestuje woli próby zahamowania tego zjawiska choć ma do tego narzędzia. Można jednak odnieść wrażenie, że dyskusja o bezpieczeństwie europejskim ogranicza się tylko do politycznych fajerwerków biorąc pod uwagę pasywność obronną Unii zarówno na flance wschodniej jak i południowej.   —rozmawiał Marek Kozubal

Anna Słojewska z Brukseli

„Historyczny moment", „punkt zwrotny", „przekraczamy Rubikon" – to określenia, które słychać w Brukseli w kontekście rozpoczynającego się w czwartek szczytu przywódców UE i zaplanowanej decyzji dotyczącej obronności. Mają oni uzgodnić tzw. stałą strukturalną współpracę w dziedzinie wojskowej (PESCO). – Otwartą dla wszystkich, ale jednocześnie ambitną – zapowiada wysoki rangą unijny urzędnik.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Gęstnieją chmury nad Dniestrem. W Naddniestrzu i Gagauzji rosną tendencje separatystyczne
Polityka
Rzym i Madryt jadą na gapę. Włochy i Hiszpania w ogonie państw NATO
Polityka
Węgierska armia rusza do Czadu. W tle afrykańskie interesy Putina
Polityka
Unia Europejska zawiera umowy z autokratami. Co z prawami człowieka?
Polityka
Milczący protest czy walka zbrojna? Rosyjska opozycja podzielona