Żartom nie ma końca. W mediach społecznościowych co drugi internauta wymyśla dodatkowe pytania do referendum proponowanego przez prezydenta. „Czy Polska powinna grać w mundialu?", „Czy lepiej być młodym i bogatym?" itd. A Marek Suski, szef gabinetu premiera, uosabiający wypadkową poglądów Prawa i Sprawiedliwości, mówi wprost: „Nie bardzo rozumiem, o co chodzi w tym referendum".

Pomysłu Andrzeja Dudy bronią właściwie tylko jego ministrowie i doradcy. I to nie zawsze szczęśliwie. Zofia Romaszewska na antenie RMF FM otwarcie skrytykowała jedno z pytań: – Nikt przytomny 500+ nie wpisze do konstytucji – mówiła i stwierdziła, że pytań jest zdecydowanie za dużo. – Powinniśmy na pięciu, siedmiu zakończyć – dodała. W dodatku prezydenckiej doradczyni przydarzył się, wynikający zapewne z uczciwości w przedstawianiu własnych poglądów, lapsus, który rozsierdził prawą stronę i zbulwersował opozycję. Romaszewska przeciwstawiła głowę państwa opozycji, mówiąc, że Andrzej Duda „łamie konstytucję mniej" niż przeciwnicy. – Czyli jednak łamie! – triumfowały osoby od dawna krytykujące prezydenta za naruszanie ustawy zasadniczej.

Sytuacja doszła do absurdu: inicjatywa, która miała poprawić prezydencki wizerunek, udowodnić, że jest samodzielnym, dojrzałym politykiem, godnie wpisać się w obchody 100-lecia niepodległości i scementować obóz władzy – zjednoczyła wszystkie środowiska przeciw głowie państwa.

Nic dziwnego, że trwają teraz gorączkowe przygotowania do rozwiązania sytuacji w Senacie, czyli do odrzucenia referendalnego pomysłu. Można to jednak zrobić na dwa sposoby: boleśnie lub łagodnie. Wariant, w którym prezydentowi zabraknie zaledwie kilku senatorskich głosów, jest łagodny. Ale to nie znaczy, że darmowy. Obóz prezydencki dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Krzysztof Łapiński, rzecznik prezydenta, powiedział w sobotę w radiowej Trójce, że w najbliższym czasie w sprawie referendum Andrzej Duda spotka się z marszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim i prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. – Na pewno takie rozmowy, czy z panem prezesem, czy z panem marszałkiem, czy przedstawicielem PiS, pewnie będą potrzebne – zapowiedział. I dodał szczerze: – Rzeczywistość polityczna jest taka, że w Senacie większość ma Prawo i Sprawiedliwość, więc oczywiście decyzje partii będą dla senatorów decyzjami kierunkowymi czy decyzjami, których oni się będą trzymali.

Co to znaczy? Scenariusze są dwa: między pałacem a Nowogrodzką wybuchnie otwarta wojna, wniosek referendalny zostanie spektakularnie odrzucony, a w rewanżu worek z wetami rozsypie się jak stara pierzyna. To jednak mało prawdopodobne, taka wojna żadnej ze stron się nie opłaca. Zapewne więc skończy się na skróceniu prezydentowi „więzi" łączącej go z Nowogrodzką i niewielką Canossą ze strony Andrzeja Dudy. Umiarkowana cena. To przesilenie powinno unormować relacje na jakiś czas. Wszystko to oczywiście przy założeniu, że prezydent umie powściągnąć ambicje i jeszcze raz uznać dominację prezesa – szefa większości parlamentarnej. Nic jednak nie wskazuje na to, by miało mu się to nie udać, prezydent ma w tym przecież dużą wprawę.