Rumunia: Habsburg zarabia na Drakuli

Rumunia. W 2017 r. rozwijała się najszybciej w UE. Postkomunistyczna spuścizna może zatrzymać sukces kraju.

Aktualizacja: 18.06.2018 21:06 Publikacja: 17.06.2018 19:07

Sybin. Przez kilkanaście lat burmistrzem tego pięknego miasta był obecny prezydent Rumunii Klaus Ioh

Sybin. Przez kilkanaście lat burmistrzem tego pięknego miasta był obecny prezydent Rumunii Klaus Iohannis

Foto: AdobeStock

Relacja z Bukaresztu

Na ulicach Bukaresztu dominuje raczej apatia. – Władza kontroluje coraz większą część naszego życia, nie da się tu wiele zrobić. Boję się o demokrację. Chcę wyjechać, może do Holandii – mówi Monica Popescu, pokazując na zabite deskami witryny, które szpecą wiele budynków stolicy. A gdy informuję, że za chwilę spotykam się z ministrem ds. europejskich Victorem Negrescu i to może być okazja to wyjaśnienia jakichś spraw, 38-letnia specjalistka od informatyki ucina: wiem, co powie. To nie wniesie nic.

Od upadku komunizmu Rumunia dokonała niezwykłego skoku: dochód na mieszkańca podwoił się z 30 do 60 proc. średniej Unii, 70 proc. eksportu trafia na zachodnie rynki, trudno też znaleźć we Wspólnocie państwo z tak niskim długiem i bezrobociem. Ale mimo to liczba Rumunów żyjących we własnym kraju spadła od 1990 r. z 23 do 19 mln. To proporcjonalnie tak, jakby Polska straciła 8 mln osób. Zdaniem Eurostatu prawie co piąty Rumun mieszka w innym kraju UE, rekord we Wspólnocie.

Skradziona rewolucja

O emigracji własnej, kogoś z rodziny czy znajomych mówią tu niemal wszyscy. Mariana Varodi, główny lekarz zespołu basenów solnych w Ocna, opowiada o swoim bracie, który z rodziną wyjechał do Luksemburga i „już nie wróci". Mircea i Cristina Oniciuc, właściciele luksusowego sklepu z winami w centrum stolicy, opisują, jak ich syn i córka zostali w Niemczech i Francji, bo „nie mogą odnaleźć się w państwie, gdzie o wszystkim decydują układy".

– W samej Hiszpanii mieszka milion Rumunów. Ale najnowsze eldorado to Wielka Brytania: tam jest już nas pół miliona, najwięcej po Polakach – mówi Eduard Caltut, przewodnik po Bukareszcie.

Negrescu podkreśla, że on też był na emigracji, ale wrócił i tego nie żałuje. – Zawsze kiedy jestem za granicą, tłumaczę, że Rumunia się zmieniła, że jest tu dziś wiele możliwości, brakuje ludzi do pracy – mówi minister odpowiedzialny za rozpoczynające się 1 stycznia rumuńskie przewodnictwo w Unii. – Trzeba odbudować zaufanie. Ludzie narzekają na edukację i służbę zdrowia, dlatego nasz rząd podwyższył pensje w tych sektorach. Zmieniamy prawo o partnerstwie publiczno-prawnym, aby przyciągnąć inwestycje zagraniczne i przyspieszyć wykorzystanie funduszy europejskich. W ubiegłym roku gospodarka urosła o 7 proc., ale efekty będą odczuwalne dopiero po 2–3 latach – dodaje.

W pierwszym kwartale tego roku Rumunia przestała być mistrzem Europy: jej tempo rozwoju wyhamowało do 4,2 proc., poniżej Polski. MFW ostrzega przed „przegrzaniem" spowodowanym m.in. nadmierną podwyżką przez socjaldemokratyczny rząd pensji w sferze budżetowej i eksplozją konsumpcji wspieranej niskimi stopami procentowymi. Niepokojąco rośnie inflacja i deficyt rachunku bieżącego. Ale dla wielu Rumunów głównym problemem jest brak realnej alternatywy dla postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej, bo opozycja pozostaje podzielona, a uprawnienia wywodzącego się z niemieckiej mniejszości prezydenta Klausa Iohannisa są mocno ograniczone.

– To był zasadniczo zamach stanu, skradziona rewolucja, w której jedna frakcja partii przejęła władzę od drugiej, zrzucając całą winę na Ceausescu i jego żonę – mówi o obaleniu komunizmu w grudniu 1989 r. ambasador w Bukareszcie jednego z ważnych krajów zachodnich.

18 lat później zaś akcesja Rumunii do Unii też nie była zwieńczeniem trudnych reform, ale finałem kampanii Jacques'a Chiraca, który chciał zrównoważyć włączenie do Wspólnoty bliskiej Niemcom Europy Środkowej członkostwem w UE romańskiego kraju.

Mały Kraków

Iohannis karierę zrobił w Sybinie, chyba najpiękniejszym mieście w Siedmiogrodzie, którego był burmistrzem przez 14 lat, do wyborów prezydenckich w 2014 r. Do dziś efekt jego gospodarskiej ręki widać na każdym kroku. Na obrzeżach miasta powstało szereg zachodnich fabryk, głównie koncernów z sektora motoryzacyjnego, jak niemiecki potentat oponiarski Continental. Centrum to zaś rumuńska wersja Krakowa, choć w mniejszej skali: odnowione kamieniczki, wspaniały rynek, pięknie oświetlone nocą zabytki, koncerty organizowane niemal bez przerwy.

Ale „rewolucja Iohannisa" kończy się niedaleko za rogatkami miasta. Na pokonanie 270-kilometrowej trasy do Bukaresztu potrzeba 5 godzin, choć fatalna droga jest częścią korytarza transportowego, który łączy stolicę z zachodnią Europą. Bruksela udostępniła Rumunii 15,4 mld euro na infrastrukturę z budżetu UE na lata 2007–2014 i kolejne 17,6 mld euro na okres 2014–2020, ale kraj ma niespełna 800 km autostrad (pięć razy mniej niż Polska).

– To wina złych regulacji o zamówieniach publicznych, ochronie środowiska, wykupie ziemi – tłumaczy „Rzeczpospolitej" także pochodzący z Sybina 41-letni minister turystyki Bogdan Gheorghe Trif.

Choć Trif z trudem mówi po angielsku, przywódca socjaldemokratów Liviu Dragnea postawił na niego, bo ma opinię „twardego" i może mu się udać zmienić sympatie elektoratu w Sybinie przed przyszłorocznymi wyborami, w których Iohannis będzie starał się o reelekcję. Bo dla Dragnei, który z powodu zarzutów o defraudację funduszy publicznych sam nie mógł zostać szefem rządu i przeforsował na to stanowisko swoją partyjną koleżankę Vioricę Dancilę, prezydent pozostaje arcywrogiem z powodu walki z korupcją, jaką przy wsparciu Brukseli podjął za pośrednictwem niezależnego Narodowego Dyrektoriatu Antykorupcyjnego (DNA).

– Ścigani są tylko przywódcy naszej partii. Jestem za mało ważny, więc mam spokój. Ale to mogłoby się zmienić, jeśli urósłbym w hierarchii. Gdzie tu sprawiedliwość? – pyta Trif.

W ubiegłym roku do Rumunii przyjechały 3 mln turystów z zagranicy, niemal siedem razy mniej niż do Polski. Rząd próbuje przełamać niesprawiedliwą opinię o państwie, w którym nie tylko jest niebezpiecznie, ale który też nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Pod kierunkiem Trifa opracowano strategię promocji kraju, której uruchomienie zbiegło się z przygotowaniami do przewodnictwa w Unii.

Ale wyzwanie jest ogromne. Na razie najczęściej (800 tys. osób rocznie) odwiedzanym przez turystów obiektem jest zamek w Branie, który należał w XV wieku do hospodara wołoskiego Włada Palownika, prototypa literackiej postaci Drakuli. Legenda przyciąga ludzi, ale też umacnia obraz Rumunii jako miejsca okrutnych porachunków. I wcale nie zarabia na niej rumuńskie państwo: wart ok. 130 mln USD obiekt został 10 lat temu zwrócony Dominikowi Habsburgowi, dziedzicowi tytułu arcyksięcia Siedmiogrodu, który podniósł ceny biletów do odpowiednika 40 złotych i z Nowego Jorku robi na tej atrakcji interes życia.

– To była decyzją polityczną. Rumunia chciała pokazać światu, że respektuje prawo, bo zwraca cudzoziemcom ich własność – mówi dziennikarz portalu Catavencii Grig Bute.

Centrum Bukaresztu jest usiane wspaniałymi budynkami z przełomu XIX i XX wieku, jakich nie powstydziłby się Paryż. A to tylko jeden z wielu atutów, którymi poza Drakulą mógłby pochwalić się ten kraj.

Ale Monica Popescu na pytanie o to, jak krótko po wybiciu się na niepodległość w 1863 r. Rumunia za panowanie Karola I Hohenzollerna znalazła pieniądze na tak wspaniałą architekturę Belle Epoque, macha ręką. – Mieliśmy obcego władcę – ucina.

Rumuni jeszcze chyba nie uwierzyli w siebie. ©?

Relacja z Bukaresztu

Na ulicach Bukaresztu dominuje raczej apatia. – Władza kontroluje coraz większą część naszego życia, nie da się tu wiele zrobić. Boję się o demokrację. Chcę wyjechać, może do Holandii – mówi Monica Popescu, pokazując na zabite deskami witryny, które szpecą wiele budynków stolicy. A gdy informuję, że za chwilę spotykam się z ministrem ds. europejskich Victorem Negrescu i to może być okazja to wyjaśnienia jakichś spraw, 38-letnia specjalistka od informatyki ucina: wiem, co powie. To nie wniesie nic.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Prezydent Botswany grozi. Słonie trafią do Hyde Parku?
Polityka
Orbán: Celem czerwcowych wyborów jest zmiana przywództwa Unii Europejskiej
Polityka
Spiker Izby Reprezentantów wyznaczył termin głosowania nad pomocą dla Ukrainy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Donald Tusk w setce najbardziej wpływowych ludzi magazynu "Time"