„Demokracja w wykonaniu PiS. Dostałem telefon od bardzo miłej nauczycielki, że dyrektorzy w jej województwie dostali nakaz zgłaszania, kto z młodzieży i jaki opiekun jedzie na PDiM – mimo że jest to dzień wolny od zajęć i pracy. Wschodnie standardy w pełni. Wkurza to" – napisał na Twitterze Błażej Papiernik, były marszałek Sejmu Dziecięcego.
Chodzi o organizowane 1 czerwca na Uniwersytecie Warszawskim pod patronatem prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz Parlamentu Dzieci i Młodzieży. To impreza, która powstała w odpowiedzi na odwołanie przez marszałka Marka Kuchcińskiego organizowanego od 1994 r. w Dniu Dziecka Sejmu Dzieci i Młodzieży.
Jak tłumaczył Papiernik, nauczyciele przekazywali mu, że kuratorium tłumaczyło zbiórkę tym, że chce wesprzeć wyjazd finansowo. – Nauczyciele, z którymi rozmawiałem, przypuszczają jednak, że to przykrywka, a w rzeczywistości chodzi o późniejsze wyciąganie konsekwencji – uważa Błażej Papiernik.
Zapytaliśmy dziewięć kuratoriów oświaty z różnych części Polski, czy i po co są im potrzebne listy uczestników dziecięcego parlamentu. Odpowiedziało nam pięć. I żadne z nich nie przyznało się do zbierania takich danych. – W poprzednich latach na Sejm Dzieci i Młodzieży organizowaliśmy transport uczestników do Warszawy, dlatego zbieraliśmy zgody na wyjazd od rodziców nieletnich uczestników sesji, a w przypadku uczniów pełnoletnich od nich samych. Tak samo dzieje się przy wycieczkach szkolnych – tłumaczy Sebastian Płonka z lubelskiego kuratorium. Dodaje, że o Parlamencie Dzieci i Młodzieży nie ma żadnych informacji.
Również Grzegorz Wierzchowski, łódzki kurator oświaty, twierdzi, że jego urząd nie wystosował do żadnej ze szkół prośby w sprawie przekazania nazwisk uczniów i opiekunów, którzy mają wziąć udział w Parlamencie Dzieci i Młodzieży. „Nie otrzymaliśmy żadnej informacji o posiedzeniu SDiM na Uniwersytecie Warszawskim w dniu 1 czerwca" – napisał Grzegorz Wierzchowski.