– Rozmawialiśmy o spotkaniach, które polski rząd chciałby odbyć z różnymi przywódcami politycznymi w Waszyngtonie – mówił w ubiegłym tygodniu dziennikarzom Ted Malloch, relacjonując swoją wizytę w siedzibie PiS. Spędził w Polsce kilka dni, a najważniejszym punktem było spotkanie 12 maja z Jarosławem Kaczyńskim. Z naszych informacji wynika, że PiS intensywnie zabiegało o tę rozmowę. Powód? Malloch przedstawiany jest jako kandydat na ambasadora Stanów Zjednoczonych przy Unii Europejskiej. Problem w tym, że Amerykanie tego nie potwierdzają.
O status Mallocha spytaliśmy amerykańską ambasadę. – Nie komentujemy tej sprawy. Lepszym adresatem pytań byłby Biały Dom – powiedział nam Janusz Buszyński z ambasady. Równie niejasne są doniesienia o Mallochu w zachodnich mediach.
Zmyślony życiorys
Pierwsze informacje o kandydaturze Mallocha na ambasadora pojawiły się na początku lutego. Ten pomysł szybko skrytykowali europejscy politycy, m.in. szef PE Antonio Tajani. Powód? Malloch w publicznych wypowiedziach krytykował Unię Europejską, porównując ją do ZSRR.
Po sprzeciwie elit europejskich brytyjski dziennik „Financial Times" napisał w marcu, że „kandydatura Mallocha jest dużo mniej prawdopodobna niż jeszcze kilka tygodni wcześniej". Ta gazeta opublikowała też serię artykułów, w których podała w wątpliwość wiele elementów autobiografii Mallocha.
Przykłady? Malloch twierdzi, że jest potomkiem prezydenta Theodore'a Roosevelta. Utrzymuje, że Margaret Thatcher przed kamerami CNN nazwała go geniuszem, a jego artykuły ukazywały się w „The New York Times" i „Washington Post". „Financial Times" stwierdził, że to wszystko nieprawda. Od związków z Mallochem odcięły się też dwa kolegia w Oksfordzie. Polityk pisał, że jest ich profesorem.