VIP z Ameryki w Kabulu. Przyjadą tysiące żołnierzy?

Z nieoczekiwaną wizytą w Afganistanie pojawił się sekretarz obrony USA. Równie nieoczekiwanie do dymisji podali się afgańscy oficjele, z którymi miał się spotkać.

Publikacja: 24.04.2017 16:47

Sekretarz obrony USA James Mattis przed pałacem prezydenta Afganistanu

Sekretarz obrony USA James Mattis przed pałacem prezydenta Afganistanu

Foto: AFP

James Mattis podróżował w ostatnim tygodniu po proamerykańskich krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Wschodniej. I gdy wydawało się, że zmierza już powrotem do Waszyngtonu, wylądował w Kabulu.

Do wizyty sekretarza obrony USA dochodzi, jak pisze specjalistyczny portal Military Times, w momencie gdy administracja Donalda Trumpa rozważa, co dalej z trwającą już prawie 16 lat misją w Afganistanie. W szczególności Waszyngton musi podjąć decyzję, czy wysłać tam więcej żołnierzy, czego domaga się amerykański dowódca gen. John Nicholson. Obecnie w Afganistanie służy około 8400 żołnierzy, wielokrotnie mniej niż na początku misji, i zajmują się przede wszystkim trenowaniem afgańskich służb bezpieczeństwa.

Amerykanie i żołnierze z wielu innych krajów zachodnich pojawili się na początku ubiegłej dekady w Afganistanie, by wziąć udział w "wojnie z terrorem". Czyli z organizatorem zamachów na Amerykę w 2001 roku Osamą bin Ladenem, jego towarzyszami z Al-Kaidy i udzielającymi im schronienia w azjatyckim górzystym kraju Talibami.

W pierwszej fazie tej wojny wziął udział i dzisiejszy sekretarz obrony James Mattis, który w południowym Afganistanie służył w stopniu jednogwiazdkowego generała piechoty morskiej (na emeryturę przeszedł cztery lata temu jako czterogwiazdkowy generał).

Po wycofaniu z Afganistanu prawie wszystkich wojsk zagranicznych, poza tymi co wspierają tworzenie sił zbrojnych afgańskiej armii rządowej i uczestniczą w operacjach specjalnych, Talibowie znowu zaczęli rosnąć w siłę. Odnoszą sukcesy na północy i południu kraju, a nawet udaje im się przeprowadzać zamachy w stolicy. Amerykanie odpowiedzieli niedawno zrzuceniem na pozycje Talibów największej nieatomowej bomby, jaką posiadają.

To nie jedyni dżihadyści aktywni w tym regionie. Zagnieździło się też w nim tzw. Państwo Islamskie.

Kilka godzin przed pojawieniem się Mattisa w Kabulu do dymisji podał się jego afgański odpowiednik, minister obrony Abdullah Habibi, oraz szef sztabu armii Kadam Szah Szahim.

Powodem był najkrwawszy w historii zamach Talibów na armię. W piątek w bazie w Mazar-i-Szarif, na północy kraju, zginęło 144 żołnierzy, a 60 zostało rannych.

Dymisja, jak podaje portal gazety sił zbrojnych USA "Stars and Stripes", mimo wszystko nie zaskoczyła Amerykanów. Choć zaskoczone wydawały się media w wielu krajach.

Mattis spotkał się z prezydentem Afganistanu Aszrafem Ghanimi amerykańskimi dowódcami. A w jednym ze spotkań uczestniczył już jako były minister Abdullah Habibi.

Zdaniem "Stars and Stripes" Trump rozważa wysłanie do Afganistanu kilku tysięcy dodatkowych żołnierzy.

James Mattis podróżował w ostatnim tygodniu po proamerykańskich krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Wschodniej. I gdy wydawało się, że zmierza już powrotem do Waszyngtonu, wylądował w Kabulu.

Do wizyty sekretarza obrony USA dochodzi, jak pisze specjalistyczny portal Military Times, w momencie gdy administracja Donalda Trumpa rozważa, co dalej z trwającą już prawie 16 lat misją w Afganistanie. W szczególności Waszyngton musi podjąć decyzję, czy wysłać tam więcej żołnierzy, czego domaga się amerykański dowódca gen. John Nicholson. Obecnie w Afganistanie służy około 8400 żołnierzy, wielokrotnie mniej niż na początku misji, i zajmują się przede wszystkim trenowaniem afgańskich służb bezpieczeństwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne