To kolejny kłopot PiS na arenie międzynarodowej. Parlament Europejski przytłaczającą większością 513 głosów przyjął w środę rezolucję w sprawie sytuacji w Polsce (142 głosy przeciw). „PE jest poważnie zaniepokojony faktem, że faktyczne sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego stanowi zagrożenie dla demokracji, praw człowieka i praworządności" – napisano w dokumencie.
Głosowanie ma dużą wagę polityczną: pokazuje, że główne siły polityczne w Europie (chadecy, socjaliści, liberałowie) są zaniepokojone sytuacją w Polsce i nie wierzą w zaproszenie do dialogu ostentacyjnie wysyłane przez PiS.
Ponieważ przyjęcie rezolucji było przesądzone, PiS miał czas, by się przygotować. Partia zdecydowała o przyjęciu linii konfrontacyjnej – według informacji „Rzeczpospolitej" nie zamierza podejmować żadnych działań, które mogłyby zostać uznane za ustępstwa pod naciskiem rezolucji europarlamentu. Nie będzie drukować orzeczeń TK ani nie zamierza wprowadzać w życie wszystkich zaleceń Komisji Weneckiej.
Jednocześnie PiS podejmie próby zdyskredytowania działań PE. W MSZ zapadła decyzja, by rezolucję przedstawiać jako mieszanie się w wewnętrzne sprawy Polski, które utrudnia znalezienie kompromisu między władzą a opozycją. Dlatego politycy PiS mówią, że w polskim konflikcie politycznym europarlament opowiedział się po stronie opozycji z PO i Nowoczesnej. – Większość w PE staje się elementem sporu politycznego w Polsce, zamiast być czynnikiem skłaniającym do kompromisu – mówił wedle tej linii poseł PiS Jacek Sasin.
Podobnie jak w przypadku opinii Komisji Weneckiej przedstawiciele władz podkreślają, że rezolucja jest niewiążąca. Do podważania wiarygodności działań PE politycy PiS chcą także wykorzystać to, że rezolucja różni się od opinii Komisji Weneckiej, jako że nie zawiera krytyki działań Platformy wobec TK w poprzedniej kadencji.