Reklama

Stankiewicz: Smoleńsk testem dla prezydenta

Czy mówiąc o przebaczeniu, Andrzej Duda jest wiarygodny? To się okaże, gdy prezes PiS zacznie rozliczenia za tragedię.

Aktualizacja: 12.04.2016 23:38 Publikacja: 11.04.2016 19:43

Stankiewicz: Smoleńsk testem dla prezydenta

Foto: PAP, Adam Warżawa

Zdeklarowani stronnicy PiS, którzy w niedzielę przyjechali na pierwszą po zdobyciu władzy przez tę partię rocznicę smoleńską, byli wyraźnie skonfundowani, gdy usłyszeli słowa prezydenta Andrzeja Dudy przed Pałacem Prezydenckim.

– Było tu wiele dramatycznych zdarzeń. Zdarzeń często gorszących, do jakich nigdy nie powinno dojść w Rzeczypospolitej. A te wydarzenia wlały w serca, w wiele serc, dodatkową gorycz, dodatkowe rozżalenie, czasem wiele gniewu. Dlatego zwracam się dziś do wszystkich z apelem: wybaczmy. Wybaczmy to wszystko sobie wzajemnie. Apeluję o to wybaczenie, bo ono jest dzisiaj i nam, i Polsce, której przyszłość musimy budować wspólnie, ogromnie potrzebne, niezbędne – stwierdził Andrzej Duda.

Napięcie rośnie

Gdy jednak na scenę wieczorem wkroczył Jarosław Kaczyński, padły słowa zgoła inne, bliższe oczekiwaniom smoleńskiego elektoratu. – Za tę tragedię, niezależnie od tego, jakie były jej przyczyny, ktoś odpowiada, przynajmniej moralnie. I odpowiadał za to poprzedni rząd – Donalda Tuska – oświadczył. I wyraźnie krytycznie odniósł się do słów Dudy. – Tak, przebaczenie jest potrzebne, ale przebaczenie po przyznaniu się do winy i po wymierzeniu odpowiedniej kary. Polacy wielokrotnie mylili się, kiedy przebaczali zbyt łatwo.

Ten dysonans to nie przypadek. Według informacji „Rzeczpospolitej" między prezydentem a prezesem PiS od dłuższego czasu iskrzy. Jak wynika z pogłosek dobiegających z Pałacu Prezydenckiego, w Dudzie narasta przekonanie, że PiS od wyborów popełnił serię błędów politycznych i personalnych. Prezydent ma wątpliwości, czy – jak zapewnia lider PiS – lipcowy szczyt NATO zakończy się sukcesem. Za dramatyczną prezydent uważa sytuację w stadninach koni, która uderza w wizerunek Polski. Zaczyna także inaczej patrzeć na katastrofę smoleńską, czego niedzielne wystąpienie jest najlepszym dowodem.

Równocześnie Jarosław Kaczyński – mówiąc najoględniej – nie traktuje Andrzeja Dudy jak odrębnego gracza politycznego. Potrafi się o nim wypowiadać lekceważąco nie tylko wśród najbliższych współpracowników, ale nawet w szerszym gronie. Paradoksalnie – prezes PiS obwinia prezydenta za sporą część awantury o TK. Czemu? Bo z kalendarza i z konstytucji wynika, że gdyby Andrzej Duda zarządził pierwsze posiedzenie nowego Sejmu przed 7 listopada, to PiS miałby pełne prawo do wprowadzenia do TK pięciu sędziów w miejsce prawników wybranych przez Platformę. Prezydent zarządził posiedzenie 12 listopada, stąd w konsekwencji spór o status sędziów Platformy.

Reklama
Reklama

Prezes spotyka się z prezydentem sporadycznie, ostatnio głównie na pogrzebach – byłej wicepremier Zyty Gilowskiej i posła PiS Artura Górskiego. Kaczyński nie informuje Dudy o swych planach politycznych i nie konsultuje decyzji personalnych. Oczekuje za to pełnego podporządkowania i kolejnych automatycznych podpisów pod ustawami PiS. Pomysły prezydenta całkowicie lekceważy. Od wyborów nie został wprowadzony ani jeden projekt Andrzeja Dudy – ani obniżenie wieku emerytalnego, ani podniesienie kwoty wolnej od podatku, ani przewalutowanie kredytów frankowych.

Ewolucja Dudy

W kwestii Smoleńska Andrzejowi Dudzie wiarygodności odmówić nie można. W momencie katastrofy 10 kwietnia 2010 r. był prawnikiem Lecha Kaczyńskiego, jednym z niewielu prezydenckich ministrów, którzy pozostali przy życiu. To on domagał się od wkraczających tego dnia do Kancelarii Prezydenta przedstawicieli PO na czele z Bronisławem Komorowskim dokumentów potwierdzających śmierć Lecha Kaczyńskiego. Przejęcie władzy przez nich nazywał wówczas „zamachem stanu".

Był lojalnym członkiem smoleńskiego zespołu Antoniego Macierewicza i jednym z nielicznych posłów PiS młodego pokolenia zakładających, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu.

Gdy trzy lata temu w „Rzeczpospolitej" pisaliśmy na ten temat, tak nam mówił: – Nie mogę wykluczyć, że ludzie z polskiego rządu mają z tym coś wspólnego.

Niedzielna przemowa wskazuje na jego ewolucję. – Tragedia smoleńska, to, co się przed nią działo i po niej, była wielkim, dramatycznym świadectwem bylejakości naszego państwa, złego rządzenia, błędów – stwierdził.

Jeśli jednak na przykładzie Smoleńska prezydent chciał pokazać swą niezależność od Kaczyńskiego, to sporo ryzykuje. Bo – co pokazał dobitnie finał niedzielnych obchodów smoleńskich – dla Jarosława Kaczyńskiego w tej kwestii nie ma miejsca na kompromisy. Wręcz przeciwnie – lider PiS zapowiedział stosowanie w rozliczeniach za Smoleńsk kodeksu karnego. Zatem prawdziwy test dla prezydenta nadejdzie, jeśli Jarosław Kaczyński rzeczywiście rozpocznie prawne i karne rozliczanie tych, o których odpowiedzialności za Smoleńsk sam jest od lat przekonany.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Nowa Lewica wybrała nowe władze. Włodzimierz Czarzasty wygrał głosowanie
Polityka
Spór Tusk–Nawrocki paraliżuje państwo? Polacy wydali jednoznaczny werdykt
Polityka
Sondaż: Jak Polacy oceniają korzystanie z prawa weta przez Karola Nawrockiego?
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Polityka
Architektura władzy Donalda Tuska. Jak premier zbudował nowy system rządzenia państwem?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama