Niemiecka prokuratura zdecydowała, że Carles Puigdemont, lider katalońskich nacjonalistów, może być wydany Hiszpanii, gdzie czeka go więzienie za zdradę stanu. Mimo że większość opinii publicznej w Niemczech sprzeciwia się temu. Decyzja nie jest ostateczna, musi się jeszcze wypowiedzieć sąd, choć wiele wskazuje na to, że podzieli on argumentację prokuratury i Katalończyk będzie sądzony w Hiszpanii.
Wcześniej wnioskowi Hiszpanów wstępnie odmówiła Belgia. Mimo że oba wnioski miały tę samą podstawę prawną – europejski nakaz aresztowania. Wprowadzony w 2004 roku miał ułatwić i przyspieszyć ekstradycję groźnych przestępców między państwami UE. Zastąpił wcześniejsze dwustronne i ciągnące się latami procedury i uniezależnił je od motywacji politycznych. Bo wyznaczył ścisłe krótkie terminy – 60 dni na rozpatrzenie ENA od momentu zatrzymania podejrzanego. I tylko dziesięć dni od wydania decyzji na jego przekazanie wnioskującemu krajowi. Decyzję zaś pozostawił organom sądowym. To one muszą wnioskować o ekstradycję i to wyłącznie od nich zależy, czy do niej dojdzie. Rocznie wykonuje się ok. 5 tys. ENA.
Fakt, że Puigdemont nie został wydany przez Belgów, ale z dużym prawdopodobieństwem może zostać wydany przez Niemców, budzi wątpliwości o polityczne motywacje. Katalończykowi w Belgii mieliby pomagać flamandzcy nacjonaliści, obecni w rządzie federalnym tego kraju. Eksperci mają jednak wątpliwości. – Nie było ostatecznej decyzji sądu, bo Hiszpania wycofała ENA. Oczywiście mogła spodziewać się negatywnej decyzji. Ale raczej nie z powodów politycznych. Nie ma podstaw, by wątpić w niezależność belgijskich sądów – uważa Dave Sinardet, politolog z flamandzkiego uniwersytetu VUB w Brukseli.
Jego zdaniem flamandzcy nacjonaliści mają dużo sympatii dla Katalończyków, ale obecność Puigdemonta w Belgii wcale nie była dla nich wygodna. – Nie mogli mu okazywać pełnej solidarności, nie było żadnych oficjalnych spotkań. To bowiem postawiłoby w bardzo trudnej sytuacji premiera i szefa MSZ – argumentuje Sinardet.
Natomiast z pewnością belgijska specyfika, czyli istnienie dwóch odrębnych społeczności językowych o bardzo dużej niezależności, ma wpływ na prawo tego kraju. I przestępstwa podburzania czy buntu, o które Puigdemont został oskarżony przez Hiszpanów, są tu zupełnie inaczej zdefiniowane. To dało podstawy do uznania, że nie mogą one być wystarczającą przesłanką do ekstradycji Katalończyka. Skoro nie należą one do katalogu 32 przestępstw wymienionych z nazwy i zawartych w rozporządzeniu o ENA, to sąd musi uznać, że w danym kraju ta osoba byłaby też za nie sądzona. W przypadku Puigdemonta takiej pewności w Belgii nie było, natomiast najwyraźniej mają ją niemieccy prokuratorzy. Nie wynika to jednak z prymatu polityki nad prawem. Wręcz przeciwnie.