– To będzie bardzo poważna i treściwa rozmowa – zapowiadał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Mimo że tuż po jej rozpoczęciu w petersburskim metrze doszło do wybuchu, spotkanie nie zostało przerwane. Prezydenci wydali wspólne oświadczenie i zamknęli się na kilka godzin. – Mamy okazje porozmawiać o nierozwiązanych problemach – powiedział Putin tuż przed rozmową.

Zapewne miał na myśli konflikt gazowy i naftowy, który od ponad roku trwa pomiędzy Białorusią a Rosją. Moskwa naliczyła 700 mln dolarów długu za gaz i zmniejszyła dostawy ropy dla Białorusi. Władze w Mińsku utrzymują, że będąc członkiem Unii Eurazjatyckiej, Białoruś ma prawo kupować rosyjski surowiec na preferencyjnych warunkach. Liczne spotkania międzyrządowe kończyły się fiaskiem. Po ponad trzech godzinach rozmów Putina z Łukaszenką nie było żadnych informacji co do ich skutków.

– By stabilizować sytuację gospodarczą w kraju, Łukaszenko potrzebuje dziesiątków miliardów. Rosja jest w stanie pomóc, ale będzie musiał udowodnić, że jest sojusznikiem – mówi „Rz" prof. Andriej Suzdalcew z moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii. – Niestety, geopolityki nie da się oddzielić od gospodarki – dodaje.

Białoruski politolog Paweł Usow twierdzi, że chodzi o rozmieszczenie na terenie Białorusi rosyjskich baz wojskowych. – Tylko w ten sposób Łukaszenko może dostać od Moskwy pieniądze – mówi „Rz" Usow.