Zurych, Kopenhaga i Reykjavik – m.in. w tych trzech miastach w styczniu odbyły się wybory do Rady Gdańszczan (niem. Rat der Danziger). Prezydium rady obraduje w Berlinie. Nazwiska siedmiu członków organu są już znane, a na początku marca rada ukonstytuuje się, by pełnić swoją funkcję do 2021 roku. Nie reprezentuje ona jednak mieszkańców obecnego Gdańska, lecz byłych obywateli Wolnego Miasta Gdańska i ich potomków.
Ten twór przypominający państwo istniał w okresie międzywojennym. Wolne Miasto Gdańsk miało swoją konstytucję i parlament, jednak nie było suwerenne, bo znajdowało się pod protektoratem Ligi Narodów. W 1945 roku terytorium Wolnego Miasta Gdańska przejęła Polska. Od strony formalnej odbyło się to dekretem Rady Ministrów o utworzeniu województwa gdańskiego. Czy ten akt był skuteczny z punktu widzenia prawa międzynarodowego? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa z punktu widzenia roli Rady Gdańszczan.
Poseł Tomasz Jaskóła z Kukiz'15 w interpelacji do szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego napisał, że „rodzi się problem dotyczący statusu ziem Wolnego Miasta Gdańska". Wywodzi, że traktaty, które Polska zawarła po wojnie z Niemcami, dotyczyły granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej i nie obejmowały Wolnego Miasta Gdańska.
Zauważa, że Gdańsk przypadł Polsce w układzie poczdamskim z 1945 roku. Problem w tym, że ten traktat wygasł w 1995 roku, a w dodatku zdaniem części prawników mocarstwa obradujące w Poczdamie nie miały kompetencji zajmować się obszarem nienależącym do Niemiec.
Dlatego zdaniem posła Rada Gdańszczan, która działa nieprzerwanie od 1945 roku, może być zagrożeniem dla integralności terytorialnej Polski. – Po co ktoś odtwarza instytucje z okresu międzywojennego, skoro nie ma celu głównego, czyli roszczeń terytorialnych? Rada może też próbować realizować cele ekonomiczne, czyli starać się o zwrot przedwojennego mienia – mówi „Rzeczpospolitej".