Protesty w Iranie. Obywatele mają dość ajatollahów

Protesty rozlały się po kraju. Zaczęło się od stanu gospodarki, ale teraz sam reżim jest zagrożony.

Aktualizacja: 02.01.2018 16:00 Publikacja: 01.01.2018 17:36

Manifestacje objęły także Teheran. Na zdjęciu protesty w stolicy 30 grudnia 2017 r.

Manifestacje objęły także Teheran. Na zdjęciu protesty w stolicy 30 grudnia 2017 r.

Foto: AFP

Informacje z Iranu są skąpe bo władze robią wiele, aby uniemożliwić ich rozprzestrzenianie. Blokowane są w szczególności popularne wśród młodych Irańczyków społecznościowe media, jak Telegram, ale także zagraniczne media nie mają dostępu do protestujących.

Wiadomo jednak, że pierwsze manifestacje wybuchły już w czwartek w Meszhed, drugim co do wielkości mieści eIranu położonym w północno-wschodniej części kraju. Bardzo szybko, mimo braku jednego przywódcy, ludzie wyszli na ulice w wielu innych ośrodkach, w tym Szahinszahr Tujserkanie, Ize a także w samym Teheranie. A to oznacza, że władze Iranu stanęły w obliczu największego protestu od 2009 r., kiedy tłumy manifestowały przeciwko przekrętom przy reelekcji prezydenta Mahmuda Ahmadineżada.

W poniedziałek państwowa telewizja podała, że do tej pory zginęło przynajmniej 12 manifestantów. Władze się zarzekają, że ponieśli śmierć nie z rąk policji, ale bliżej niezidentyfikowanych „obcych agentów". Przyznają jednak, że aresztowano setki manifestantów.

Na amatorskich filmach widać, że protestują przede wszystkim młodzi mężczyźni, często studenci.

Eksperci zgadzają się, że punktem wyjścia manifestacji była fatalna sytuacja gospodarcza kraju, a w szczególności szybko rosnące ceny podstawowych dóbr, jak mięso i benzyna. Jednak bardzo szybko część protestujących zaczęła wznosić hasła wrogie wobec reżimu, a nawet samego najwyższego przywódcy, ajatollaha Ali Chamenei. Na nagraniach słychać m.in. okrzyki: „Nie chcemy Islamskiej Republiki!", „Śmierć dyktatorowi!". W niektórych miejscowościach manifestującym udało się spalić komisariaty policji i siedziby lokalnych władz, ale przeważnie siły porządkowe do tego nie dopuszczały.

Reformy albo represje

– Na razie ten ruch nie stanowi jeszcze bezpośredniego zagrożenia dla irańskiego reżimu. Jednak bariera strachu została złamana. A to bardzo niebezpieczne dla wszystkich dyktatur, które w takiej sytuacji albo muszą przeprowadzić poważne reformy, albo utopić bunt w morzu krwi – mówi „Rz" prof. Yossi Mekelberg, dziekan Wydziału Spraw Międzynarodowych na Regent's University w Londynie.

Którą z tych dróg wybiorą irańskie władze, na razie nie wiadomo. Wybrany w maju na drugą kadencję prezydent Hasan Rouhani, który jest powszechnie uważany za zwolennika umiarkowanych reform, uznał w wystąpieniu telewizyjnym, że Irańczycy mają prawo do buntu przeciw korupcji i złej sytuacji gospodarczej, ale po warunkiem, że nie niszczą mienia publicznego i nie podważają samych podstaw ustroju kraju.

Ale gen. Mohammad Ali Dżafari ostrzegł, że protestujący zetkną się z „żelazną pięścią" dowodzonego przez niego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Chodzi o szacowane na przynajmniej 200 tys. żołnierzy elitarne oddziały bezpośrednio podległe ajatollahowi Chamenei.

W konflikt w Iranie od razu zaangażował się prezydent Donald Trump, na razie na Twitterze.

– Ludzie wreszcie zrozumieli, że ich pieniądze i bogactwo jest rozkradane i marnowane na wspieranie terroryzmu. Wygląda na to, że nie będą tego dłużej akceptowali. Ameryka bardzo uważnie przygląda się, czy nie będą pogwałcone prawa człowieka! – napisał w jednym z tweetów prezydent.

Trump mocno zaangażował się w powstrzymanie rosnących wpływów Iranu na Bliskim Wschodzie, głównie w Syrii, Jemenie, Libanie i Iraku. Dlatego bunt w samym Iranie przeciw reżimowi ajatollahów jest na rękę Waszyngtonowi.

Ale prof. Mekelberg ostrzega: – Nie ma nic głupszego, jak jawne wspieranie przez Trumpa tych manifestacji. W ten sposób władze mogą łatwo oskarżyć protestujących, że służą amerykańskim interesom. Dobrze, że chociaż Beniamin Netanjahu zachował w tej sprawie wstrzemięźliwość. Tym razem okazał się mądrzejszy od Trumpa.

Życie jak na Białorusi

Część manifestantów rzeczywiście się domaga, aby władze Iranu przestały angażować się na całym Bliskim Wschodzie i skoncentrowały na poprawie sytuacji w kraju. Ale zdaniem brytyjskiego eksperta wcale nie jest pewne, że tak rzeczywiście się stanie.

– Znacznie trudniej jest przebudować skorumpowany reżim, niż zorganizować kolejny atak w Jemenie czy Syrii i w ten sposób osiągnąć sukces, odwrócić uwagę irańskiej opinii publicznej – podkreśla Yossi Mekelberg.

Prezydent Rouhani doprowadził w 2015 r. do zawarcia porozumienia o wstrzymaniu irańskiego programu atomowego w zamian za częściowe zniesienia sankcji nałożonych na Republikę Islamską. Jednak oczekiwana poprawa kondycji gospodarczej kraju nie nastąpiła. Co prawda dochód narodowy kraju wzrósł o 4,2 proc., ale tylko dlatego, że Teheran mógł wreszcie sprzedać zgromadzone od lat zapasy ropy.

Szybko się jednak okazało, że bez zachodnich inwestycji przestarzały przemysł petrochemiczny nie jest w stanie zwiększyć wydobycia nawet do poziomu kwot eksportowych wyznaczonych przez OPEC. Wielkie zachodnie koncerny petrochemiczne co prawda podjęły rokowania w sprawie inwestycji w Iranie, ale w większości przypadków z nich zrezygnowały, bo warunki narzucone przez reżim ajatollahów okazały się mało atrakcyjne. W konsekwencji kraj, który ma czwarte pod względem wielkości złoża ropy i największe złoża gazu, musi pogodzić się z poziomem dochodu na mieszkańca porównywalnym do Białorusi.

Dodatkowym problemem okazała się zapowiedź Trumpa, że USA mogą wycofać się z porozumienia o zniesieniu sankcji. Wiele zagranicznych koncernów obawia się, że w tej sytuacji ich inwestycje w Iranie będą nielegalne. To główny powód, dla którego podpisane już porozumienie między Boeingiem a Iran Air o dostawie 60 samolotów za 16,6 mld USD do tej pory nie weszło w życie.

Pozostaje problem braku przywództwa manifestujących. Poparcie dla nich wyraził syn obalonego w 1979 r. szacha, mieszkający w USA Cyrus Reza Pahlawi. Ale Mekelberg uważa, że nie ma szans, aby to on stanął na czele protestu.

– To tak, jakby jakiś Romanow miał dziś zastąpić Putina – tłumaczy.

Irańczycy zapewne znajdą więc sobie innego lidera.

Informacje z Iranu są skąpe bo władze robią wiele, aby uniemożliwić ich rozprzestrzenianie. Blokowane są w szczególności popularne wśród młodych Irańczyków społecznościowe media, jak Telegram, ale także zagraniczne media nie mają dostępu do protestujących.

Wiadomo jednak, że pierwsze manifestacje wybuchły już w czwartek w Meszhed, drugim co do wielkości mieści eIranu położonym w północno-wschodniej części kraju. Bardzo szybko, mimo braku jednego przywódcy, ludzie wyszli na ulice w wielu innych ośrodkach, w tym Szahinszahr Tujserkanie, Ize a także w samym Teheranie. A to oznacza, że władze Iranu stanęły w obliczu największego protestu od 2009 r., kiedy tłumy manifestowały przeciwko przekrętom przy reelekcji prezydenta Mahmuda Ahmadineżada.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
USA i Wielka Brytania nakładają nowe sankcje na Iran. „Jesteśmy o krok od wojny”
Polityka
Nie puszczają urzędników nawet na Białoruś. Moskwa strzeże swoich tajemnic
Polityka
Rosjanie chcieli zaatakować bazy USA w Niemczech
Polityka
Unia nie potrafiła nas ochronić. Ale liczymy na to, że to się zmieni
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Prezydent Botswany grozi. Słonie trafią do Hyde Parku?