Dziesięć pytań - niektóre z nich z wieloma wariantami, o skomplikowane kwestie ustrojowe - może sprawić, że frekwencja 10-11 listopada będzie bardzo niska. Pod warunkiem oczywiście, że PiS w Senacie zgodzi się na referendum. O tym przekonamy się już na początku przyszłego tygodnia.

Ale o ile partia rządząca była od początku sceptycznie nastawiona do samego pomysłu, to w imię dobrych relacji z prezydentem Prawo i Sprawiedliwość może się na referendum zgodzić. Dlaczego? Bo sprzeciw przeciwko pomysłowi wynikał m.in. z efektów referendum rozpisanego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, które zakończyło się frekwencyjną klęską. O tym przypominał pytany w referendum w jednym z wywiadów prezes PiS Jarosław Kaczyński. Niska frekwencja mogłaby być ciosem dla kampanii samorządowej PiS.

Ale kalendarz powoduje, że takie ryzyko można wyeliminować. Pierwsza tura 21 października, druga tura 4 listopada i referendum 10-11 listopada. To dla Polaków dość forsowny maraton wyborczy. Ale sprawia, że niska frekwencja w referendum nie będzie już mieć wpływu na wynik wyborów samorządowych. One będą już zakończone w chwili, gdy Polacy mają wypowiadać się w sprawach ustrojowych. Decyzji o datach jeszcze nie ma. 

Dlatego można obserwować, że politycy PiS wypowiadają się o referendum tylko i wyłącznie jako o "projekcie prezydenta". W domyśle - to prezydent poniesie polityczną odpowiedzialność za jego wynik. Politycy PiS doskonale zdają sobie sprawę, że prezydent może liczyć na niewielu sojuszników tej sprawie. Pytania o system wyborczy mogą zdobyć przychylność ruchu Kukiz'15. Ale to nie jest już ruch, który wyniósł Pawła Kukiza na trzecie miejsce w wyborach prezydenckich i zapewnił mu ponad 40 posłów w Sejmie. Kukiz'15 przez te dwa lata stracił część swojego potencjału. Ale oczywiście dla Dudy każdy sojusznik jest teraz na wagę złota. Opozycja - PO, PSL i Nowoczesna oraz lewica - zapewne zbojkotują referendum. PiS nawet jeśli się na nie zgodzi, będzie traktować cały projekt z dystansem.

To sprawi, że prezydent pozostanie z tym projektem sam. Dużo ryzykuje. Jeśli frekwencja będzie niższa niż ta w referendum Bronisława Komorowskiego, to przekonanie - które pojawiło się w tym roku - o tym, że trwa kryzys prezydentury jeszcze się pogłębi. Ale bez referendum Dudę być może czekałby już tylko mniejszy lub większy dryf. Dlatego prezydent musi ryzykować.