"Rzeczpospolita": Żaden prezydent USA nie spotkał się z przywódcą Korei Północnej. Jak skończy się to pokerowe zagranie?
Szczyt z perspektywy Korei Północnej:
Charles Powell: Byłem w Pjongjangu przez tydzień pod koniec maja. Chciałem zrozumieć, dlaczego Korea Północna zdecydowała się na negocjacje z Donaldem Trumpem. Chyba są po temu trzy powody. Mniej więcej od stycznia Kim Dzong Un dysponuje pełnym arsenałem jądrowym. Czuje się przez to pewny jak nigdy. Ale doszedł do wniosku, że rząd południowokoreański jest bardzo słaby i chce za wszelką cenę doprowadzić do porozumienia z Pjongjangiem w obawie, że Ameryka Trumpa nie będzie dłużej płacić za obronę Seulu. Wreszcie Kim chce wykorzystać szansę, jaką stwarza przejęcie władzy w USA przez nieobliczalnego prezydenta. Trump zgodził się na szczyt z Kimem 40 minut po tym, jak otrzymał ofertę z Pjongjangu! Bez przygotowania, bez rozpoznania sytuacji, historii tego konfliktu. Dyplomaci Korei Północnej, którzy są doskonale przygotowani i całkiem racjonalni, uznali, że to jest moment na porozumienie z Ameryką, który się nie powtórzy.
Szczyt z perspektywy Stanów Zjednoczonych
Czym byłby dla Kima sukces?
Spytałem o to jego współ- pracowników. A oni na to: już go osiągnęliśmy! Będziemy siedzieli za jednym stołem z prezydentem Stanów. Czy może być bardziej spektakularne uznanie nie tylko komunistycznego reżimu, ale też państwa nuklearnego? A to oznacza, że KRLD wchodzi do innej ligi.
Kim nie zgodzi się więc na oddanie broni jądrowej?