Utworzony w 1808 r. przez cesarza na wzór hierarchicznych organizacji katolików i protestantów konsystorz do dziś wybiera naczelnego rabina Francji i zarządza wspólnotą wyznania mojżeszowego kraju. We francuskim islamie porównywalnej organizacji nie ma.
Ale zabójstwo żandarma Arnauda Beltrame’a przez dżihadystę 24 marca ostatecznie przekonało prezydenta, że dłużej z reformą czekać nie można. Inaczej wymykająca się spod kontroli państwa 7-milionowa wspólnota jeszcze bardziej się zradykalizuje, a zapobieżenie kolejnym zamachom terrorystycznym będzie właściwie niemożliwe. Już teraz blisko 2/3 Francuzów uważa, że nie da się jednocześnie przestrzegać przykazań Allaha i francuskiej Republiki, bo nie są kompatybilne – wynika z niedawnego sondażu waszyngtońskiego instytutu Pew.
Pałac Elizejski boi się wyborów
W czwartek rozpoczyna się we Francji ramadan, święty miesiąc muzułmanów. Niedługo po jego zakończeniu 16 czerwca prezydent ma przedstawić założenia wielkiej reformy. Na razie zasięga opinii w tej sprawie wybitnych znawców islamu, takich jak Hakim El Karoui, Youssef Seddik czy Gilles Kepel. Konsultuje się także z przywódcami krajów muzułmańskich, ostatnio w Tunezji.
Najważniejszym celem reformy ma być powołanie scentralizowanej struktury reprezentującej bardzo dziś rozproszoną wspólnotę.
– Nicolas Sarkozy powołał w 2003 r. Francuską Radę Kultu Muzułmańskiego (CFCM), której członków mianują: Turcja, Maroko, Algieria oraz Bracia Muzułmanie (Unia Organizacji Islamskich Francji – UOIF). Chciał w ten sposób rozgrywać jednych przeciw drugim, uzyskać bezpośredni wpływ na wspólnotę muzułmańską, choć zgodnie z zasadami laickiego państwa władze nie powinny tego robić. Ale ten eksperyment się nie powiódł, bo CFCM jest przez miliony muzułmanów francuskich zupełnie ignorowana – mówi „Rz” Mohammed Henniche, imam i przewodniczący organizacji muzułmańskich w Seine-Saint-Denis, departamencie przylegającym od północy do Paryża, gdzie wyznawcy Allaha stanowią połowę spośród 1,2 mln mieszkańców.