Na czele rządu w Berlinie stoi kobieta i to jej zasługa, że na stanowiskach ministerialnych znalazło się sześć kobiet. Na tym szczeblu w rządzie jest obecnie zaledwie dwu mężczyzn więcej niż kobiet, wliczając Angelę Merkel. Parytetu nie udało się osiągnąć, mimo że zapowiadała to sama kanclerz. W koordynującej de facto pracę rządu kancelarii kobiet jest jednak przewaga, ale kieruje tym gremium mężczyzna, będący jednym z 15 ministrów.

Biorąc pod uwagę wiceministrów, kobiet jest jedynie 24 na 82 członków rządu. W MSW nie ma ani jednej kobiety wiceministra. Wśród wiceministrów – fachowców sprawujących tę funkcję niejako z urzędu – są zaledwie cztery kobiety na 27 mężczyzn. Inaczej w gronie parlamentarnych sekretarzy stanu, czyli polityków, ale i tam do parytetu sporo brakuje.

W sumie sytuacja w niemieckim rządzie nie odbiega znacząco od tej w biznesie. W zarządach 160 notowanych na giełdzie firm kobiety zajmują 25 proc. miejsc. Tak jest od lat mimo wysiłków Merkel, która stara się przekonać biznes, że trzeba coś z tym zrobić. Mowa była nawet o ustawowym wprowadzeniu obowiązkowych kwot dla kobiet.

Ale także w polityce proponowany parytet nie funkcjonuje. Jako pierwsze wprowadziło je ugrupowanie Zielonych, gdzie kobiet na stanowiskach kierowniczych musi być co najmniej połowa. Podobnie w SPD i postkomunistycznej Die Linke (Lewica). Nie ma o tym mowy w kierowanej przez Merkel CDU, nie wspominając już o partii bawarskich konserwatystów CSU. To w kierowanych przez członków tej partii resortach kobiet jest najmniej.