rp.pl: Czy wizyta Donalda Trumpa w Chinach jest przełomowa?
Marcin Jacoby: Amerykański prezydent złożył wizytę w Chinach w sytuacji dużej nierównowagi sił. Sam osłabiony jest przez szeroką krytykę medialną i społeczną w USA oraz coraz poważniej wyglądające dochodzenia dotyczące współpracy i kontaktów jego ekipy z Rosją. Xi Jinpinga odwiedził zaś tuż po potwierdzeniu przez XIX Zjazd jego niezachwianej pozycji politycznej w Chinach. A zatem po raz pierwszy w historii osłabiony prezydent USA składa wizytę pewnemu siebie liderowi Chin, które politycznie, ekonomicznie i społecznie wydają się dużo stabilniejsze niż Stany Zjednoczone. Trump ruszył z wojowniczymi deklaracjami, ale skończyło się na rzeczowych negocjacjach gospodarczych dotyczących zmniejszenia gigantycznej nierównowagi handlowej na korzyść Chin i dużo łagodniejszym niż zakładano nawoływaniu Państwa Środka do aktywnych działań w kierunku rozwiązania kwestii ambicji nuklearnych Korei Północnej. Trump skurczył się, a Xi zdecydowanie urósł.
A jednak to właśnie Trump jest pierwszym przywódcą, który został zaproszony na obiad do w historycznej siedziby chińskich cesarzy…
Pokazanie siły Chin to jeden ze sposobów przygotowania gruntu pod rozmowy z gościem. Prywatna wizyta i wyszukany bankiet w Zakazanym Mieście to sygnał, że Trump ma do czynienia z dumnym, bogatym kulturowo i historycznie, potężnym państwem, w stosunku do którego nie może sobie pozwolić na brak szacunku. Szczodre podjęcie prezydenta USA jest paradoksalnie elementem coraz bardziej asertywnych działań dyplomacji chińskiej, która stawia sobie za cel powszechne uznanie ChRL za równoprawnego, jeśli nie silniejszego partnera politycznego USA.
Wspomniał pan o nawoływaniu Państwa Środka do aktywnych działań w kierunku rozwiązania kwestii ambicji nuklearnych Korei Północnej. Czy Chiny posłuchają Trumpa i zerwą kontakty handlowe z Pjongjangiem?