Katalonia: Deklaracja niepodległości zawieszona

Wbrew oczekiwaniom i obawom społeczności międzynarodowej szef rządu Katalonii Carles Puigdemont występując przed deputowanymi nie ogłosił niepodległości regionu. - Dzisiaj przyjmę mandat dla Katalonii, by stała się niezależnym państwem w formie republiki - powiedział, dodając jednak, że deklaracja niepodległości zostanie zawieszona na kilka tygodni, ponieważ chce "rozsądnego dialogu, mediacji z państwem hiszpańskim".

Aktualizacja: 10.10.2017 19:50 Publikacja: 10.10.2017 17:42

Katalonia: Deklaracja niepodległości zawieszona

Foto: AFP

- Wszyscy jesteśmy częścią tej samej społeczności i musimy iść naprzód razem. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że jedynym sposobem na zrobienie kroku naprzód naprzód jest demokracja i pokój. To wymaga dialogu - mówił Puigdemont. - Musimy dążyć do deeskalacji napięcia - zaznaczył.

- Wiem, że są ludzie, którzy boją się tego, co się dzieje i co może się wydarzyć - stwierdził, zapewniając, że to, co ogłosi, nie jest "decyzją osobistą, ale rezultatem referendum z 1 października".

- Stało się jasne, że kwestia ta (niepodległości Katalonii - przyp. red.) nie jest już kwestią wewnętrzną. Katalonia jest obecnie sprawą europejską - podkreślił.

Kataloński lider podziękował też organizatorom i osobom zaangażowanym w zeszłotygodniowe referendum. Potępił działania władz centralnych, które dążyły do zablokowania głosowania 1 października. - Celem było wywołanie paniki i strachu, by zmusić ludzi do pozostania w domu - powiedział. - Ale to się nie udało, nie osiągnęli celu, ponieważ ponad dwa miliony ludzi wyszły mimo tego strachu - zauważył. Jego słowa zostały przywitane oklaskami przez parlamentarzystów. 

- Katalonia uznała, że konstytucja hiszpańska z 1978 roku może stanowić dobrą platformę dla demokracji i można się w nią zaangażować. Ale później zrozumieliśmy, że władze hiszpańskie postrzegają to jako ostateczny cel, ale dla nas było to przejście - mówił Puigdemont. Przedstawił też długą historię prowincji i kampanii na rzecz jej niepodległości. - Chcieliśmy tylko referendum w stylu szkockim, w którym obie strony mogą przedstawić swoje poglądy. Ciągle nam odmawiano, raz po raz - podkreślił.

Zwrócił się także do Hiszpanów. - My nie jesteśmy przestępcami, nie jesteśmy szaleni. Jesteśmy normalnymi ludźmi i chcemy tylko głosować. Byliśmy gotowi rozmawiać i prowadzić dialog. Nie mamy nic przeciwko Hiszpanii. Chcieliśmy być lepiej rozumiani przez Hiszpanię. Te relacje nie działają od lat a teraz są niezrównoważone - mówił. Powtórzył swoje zdanie z dnia referendum: "Katalonia wygrała prawo do bycia niepodległym państwem".

- W tym historycznym momencie, jako prezydent Katalonii chcę podążać za wolą ludzi by Katalonia stała się niezależnym państwem - powiedział. Nie ogłosił jednak niepodległości. Wezwał parlament do zawieszenia wyników referendum z 1 października referendum by pozwolić na mediację i dialog. - Dziś robimy gest odpowiedzialności za dialog - skonkludował.

Planowane na godz. 18.00 przemówienie Puigdemonta zostało w ostatniej chwili opóźnione o godzinę. Według rzecznika katalońskiego rządu przesunięcie nastąpiło ze względu na trwające do ostatniej chwili międzynarodowe mediacje. Zdaniem niektórych mediów miał w ich uczestniczyć między innymi przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.

Z kolei wydawana w Barcelonia "La Vanguardia" twierdziła, że prawdopodobnie przyczyną przesunięcia sesji parlamentu jest dodatkowy czas, którego potrzebuje Puigdemont na "dopracowanie szczegółów swojego wystąpienia". Agencja EFE poinformowała, że Puigdemont spotkał się z sojusznikami - przedstawicielami proniepodległościowych ugrupowań Kandydatury Jedności Ludowej (CUP) i koalicji "Razem Na Tak" (Junts pel Si). Według cytowanych przez EFE źródeł w tych formacjach, ostatnie wersje przemówienia, jakie wygłosić miał Puigdemont, wzbudziły obawy m.in. CUP.

Przeciwna jednostronnemu ogłoszeniu niepodległości Katalonii była m.in. burmistrz Barcelony Ada Colau. - Wynik referendum nie może stanowić podstawy do ogłoszenia niepodległości - powiedziała w poniedziałek, ale wezwała Madryt do wycofania wojsk z regionu.

Referendum w Katalonii uznane zostało za nielegalne przez hiszpańskie władze centralne, które od dawna sprzeciwiają się planom ogłoszenia niepodległości przez 7,5-milionową Katalonię. W poprzednią niedzielę kilkaset osób zostało rannych w wyniku starć z policją, która usiłowała uniemożliwić głosowanie w referendum, blokując dostęp do lokali wyborczych, konfiskując urny i karty wyborcze. Doszło też do konfrontacji pomiędzy funkcjonariuszami katalońskiej policji, a skierowaną do tego regionu przez Madryt Gwardią Cywilną.

O nieogłaszanie niepodległości apelowali wcześniej europejscy przywódcy, na czele z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem czy Komisją Europejską. O pokojowe rozwiązanie konfliktu apelował też dziś prezydent Francji Emmanuel Macron. Alexander Winterstein, rzecznik Komisji Europejskiej, zasugerował, że po ewentualnym ogłoszeniu niepodległości przez Katalonię Bruksela będzie nadal uznawać ten region za integralną część państwa hiszpańskiego.

Mariano Rajoy, premier Hiszpanii, zapowiadał, że jeśli Katalonia jednostronnie ogłosi niepodległość, rząd centralny powoła się na art. 155 konstytucji hiszpańskiej z 1978 r., który pozwala mu przejąć kontrolę nad autonomicznym regionem, jeśli "nie wypełnia obowiązków nałożonych na niego przez konstytucję lub inne ustawy lub działa w sposób, który jest poważnie szkodliwy dla ogólnego interesu Hiszpanii". Artykuł 155 nigdy dotąd nie był używany przez rząd centralny Hiszpanii.

Katalonia już raz ogłosiła niepodległość. Miało to miejsce 6 października 1934 roku, gdy Lluís Companys przewodniczący Generalitat de Catalunya ogłosił powstanie państwa katalońskiego. Nie skończyło się to jednak dobrze.

Ruch Katalonii został szybko zmiażdżony przez rzad centralny. Companys został aresztowany, osądzony i skazany na 30 lat więzienia za bunt. Autonomiczny rząd został zawieszony, a praktycznie wszyscy jego członkowie uwięzieni.

Po zwycięstwie Frontu Ludowego w wyborach w Hiszpanii w 1936 roku Companys został uwolniony i wygnany do Francji. W 1940 roku został jednak złapany przez Gestapo i wydany reżimowi generała Franco.

- Wszyscy jesteśmy częścią tej samej społeczności i musimy iść naprzód razem. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że jedynym sposobem na zrobienie kroku naprzód naprzód jest demokracja i pokój. To wymaga dialogu - mówił Puigdemont. - Musimy dążyć do deeskalacji napięcia - zaznaczył.

- Wiem, że są ludzie, którzy boją się tego, co się dzieje i co może się wydarzyć - stwierdził, zapewniając, że to, co ogłosi, nie jest "decyzją osobistą, ale rezultatem referendum z 1 października".

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Niestrategiczna broń jądrowa. Łukaszenko zapowiada "ostateczną decyzję"
Polityka
Andrzej Łomanowski: Piąta inauguracja Władimira Putina częściowo zbojkotowana. Urzędnicy czekają na awanse
Polityka
Władimir Putin został po raz piąty prezydentem Rosji
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu