- Wszyscy jesteśmy częścią tej samej społeczności i musimy iść naprzód razem. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że jedynym sposobem na zrobienie kroku naprzód naprzód jest demokracja i pokój. To wymaga dialogu - mówił Puigdemont. - Musimy dążyć do deeskalacji napięcia - zaznaczył.
- Wiem, że są ludzie, którzy boją się tego, co się dzieje i co może się wydarzyć - stwierdził, zapewniając, że to, co ogłosi, nie jest "decyzją osobistą, ale rezultatem referendum z 1 października".
- Stało się jasne, że kwestia ta (niepodległości Katalonii - przyp. red.) nie jest już kwestią wewnętrzną. Katalonia jest obecnie sprawą europejską - podkreślił.
Kataloński lider podziękował też organizatorom i osobom zaangażowanym w zeszłotygodniowe referendum. Potępił działania władz centralnych, które dążyły do zablokowania głosowania 1 października. - Celem było wywołanie paniki i strachu, by zmusić ludzi do pozostania w domu - powiedział. - Ale to się nie udało, nie osiągnęli celu, ponieważ ponad dwa miliony ludzi wyszły mimo tego strachu - zauważył. Jego słowa zostały przywitane oklaskami przez parlamentarzystów.
- Katalonia uznała, że konstytucja hiszpańska z 1978 roku może stanowić dobrą platformę dla demokracji i można się w nią zaangażować. Ale później zrozumieliśmy, że władze hiszpańskie postrzegają to jako ostateczny cel, ale dla nas było to przejście - mówił Puigdemont. Przedstawił też długą historię prowincji i kampanii na rzecz jej niepodległości. - Chcieliśmy tylko referendum w stylu szkockim, w którym obie strony mogą przedstawić swoje poglądy. Ciągle nam odmawiano, raz po raz - podkreślił.