„Silna Polska jest błogosławieństwem dla narodów Europy" – mówił 6 lipca w Warszawie prezydent USA Donald Trump. Wygłosił trwające niemal 40 minut wystąpienie, uznawane za jedno z najlepszych w swojej prezydenturze. W mediach szybko obok Trumpa zaczęło być też wymieniane inne nazwisko – amerykańskiego historyka polskiego pochodzenia, prof. Marka Jana Chodakiewicza.
O tym, że Biały Dom konsultował z nim treść przemówienia, jako pierwsze – jeszcze przed przylotem Trumpa – poinformowały „Wiadomości" TVP. Później ta informacja znalazła się też w prasie, dużych portalach internetowych, a prawicowe serwisy podają ją do dziś. W podobnym duchu o historyku napisał amerykański „Newsweek". Najczęściej akcentowano, że Chodakiewicz miał konsultować wątki historyczne, których było wyjątkowo wiele w przemówieniu amerykańskiego przywódcy.
Polska żyje w sercach
„Przez dwa stulecia Polska padała ofiarą ciągłych, brutalnych ataków. Ale mimo że jej ziemie była najeżdżane i okupowane, a państwo zniknęło nawet z mapy, nigdy nie udało się wymazać Polski z historii czy też z waszych serc" – mówił Donald Trump. Wspominał postacie Kazimierza Pułaskiego i Tadeusza Kościuszki, zabory, bitwę warszawską, okupację hitlerowską, komunizm, wyjątkowo dużo czasu poświęcił powstaniu warszawskiemu.
Skupił się na barwnym epizodzie: obronie barykady w Alejach Jerozolimskich. „Pamięć o ofiarach tego heroicznego wydarzenia woła do nas przez dziesięciolecia, a wspomnienia o obrońcach przejścia przez Aleje Jerozolimskie należą do najbardziej żywych" – mówił prezydent.
Czy rzeczywiście te wątki znalazły się w przemówieniu dzięki Chodakiewiczowi? Historyk sam temu zaprzeczył w niedawnym wywiadzie dla niewielkiej telewizji internetowej Niezależna Polska.