Wacław Berczyński przed Wielkanocą w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył" Caracale. Rzecznik rządu Rafał Bochenek, a także politycy PiS i członkowie rządu, zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetowymi, które zakończyły się bez podpisania umowy w październiku 2016 r.
Berczyński wyjechał z kraju, a Zbigniew Ziobro nie wyklucza, że polska prokuratura wezwie byłego przewodniczącego podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej na przesłuchanie.
- Nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam. Bilet do USA kupiłem pod koniec lutego tego roku. Moja "ucieczka" była planowana na 13 kwietnia. "Uciekłem" do domu, w którym mieszkam od 1987 roku. Chciałem spędzić Wielkanoc z rodziną. A to chyba nie przestępstwo - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Berczyński.
Jak dodaje, dokumenty, do których miał dostęp, miały najniższą klauzulę tajności. - Dokumenty są klasyfikowane jako: poufne, zastrzeżone, tajne, ściśle tajne. Te, które miałem do wglądu, nie wymagały przechowywanie w sejfie. Procedura dostępu do nich jest bardzo dokładna, o czym byłem poinformowany. Z inspektoratu dokumenty przesyłane są do Tajnej Kancelarii, potem do kogoś, kto może je bezpiecznie przechować w sejfie, a potem do adresata, czyli do mnie - skomentował.