Zdaniem unijnych komisarzy, który wysłuchali w środę relacji wiceszefa KE Fransa Timmermansa z wizyty w Polsce, zakończenie trwającego od ponad pół roku kosztownego sporu politycznego o Trybunał Konstytucyjny wydaje się całkiem blisko.
Co więcej: brukselscy politycy stwierdzili, że między polskim rządem a KE trwa konstruktywny dialog, a póki on się odbywa, Komisja na razie wstrzyma się z podejmowaniem następnych kroków w związku z procedurą praworządności w Polsce.
A przecież zaledwie kilka dni temu Polsce groziła polityczna katastrofa, w związku z poważnym ochłodzeniem na linii Warszawa-Bruksela. W piątek z mównicy sejmowej premier Beata Szydło, wraz z członkami swojego rządu, mówiła o Komisji Europejskiej - zdaniem niektórych - językiem antyeuropejskich radykałów. Szydło oświadczyła m.in. że rząd będzie do końca bronił suwerenności Polski, przed każdym kto podniesie na nią rękę, w tym przed UE i opozycją.
Wystarczyło jednak zmienić ton podczas wtorkowego spotkania z Timmermansem, okazać skłonność do daleko idących ustępstw oraz wysłać pojednawcze sygnały do opozycji, by wrócić do stołu rozmów z Brukselą. KE także chyba zrozumiała, że zaognianie konfliktu z Polską i stawianie Warszawie ultimatum może być mało opłacalne w kontekście brytyjskiego referendum, którego wynik może nieodwracalnie zmienić Unię Europejską.
Zapewne do 1 czerwca, kiedy ma odbyć się kolejna dyskusja w gronie kolegium unijnych komisarzy nad stanem praworządności w Polsce, wiele jeszcze może się zmienić. Na razie jesteśmy świadkami deklaracji ze strony rządu i PiS o chęci kompromisu, bez przedstawiania jednak szczegółów, na czym miałby polegać.