W ostatnim czasie rośnie liczba osób, które decydują się na ucieczkę z Północy. Niedawno doszło do wydarzenia na dużą skalę, bowiem aż 12 pracownic północnokoreańskiej restauracji w chińskim Ningbo, przedostało się wraz ze swoim kierownikiem do Korei Południowej.

Dla Pjongjangu to wizerunkowy cios, dlatego niedługo po ucieczce reżim zaprosił do siebie ekipę stacji CNN i wystawił przed kamery pozostałe panie, rzekomo zatrudnione w tej samej restauracji. Starano się zdyskredytować uciekinierów, obciążyć kierownika lokalu długami (to przed nimi, a nie przed własnym krajem miał uciekać) oraz zarzucić Seulowi porwanie.

Południe odrzuca te insynuacje - wokół sprawy wytworzył się jednak klimat przywodzący na myśl wspomnienia sprzed lat, gdy Korea Północna na masową skalę przeprowadzała porwania ludzi z całego świata. Tym "przemysłem" kierował ojciec obecnego dyktatora, Kim Dzong Il. On także wymyślił ideę przymusowego ściągania do siebie obywateli z zagranicy. Mieli oni uczyć Koreańczyków z Północy zachodnich obyczajów, języków oraz przygotowywać przyszłych szpiegów. Częścią planu było także aranżowanie małżeństw pomiędzy porwanymi a Koreańczykami - dzieci z tych małżeństw byłyby w stanie przenikać do państw, do których Północ oficjalnie nie miała dostępu.

Dziś południowokoreańskie ministerstwo odpowiedzialne za analizowanie możliwości zjednoczenia półwyspu ostrzega, że zaobserwowano wzmożoną działalność Północy mogącą prowadzić do kolejnych porwań. Celem mogą stać się dyplomaci, żołnierze oraz Koreańczycy mieszkający za granicą. Być może Pjongjang ma plan pozyskania w ten sposób nawet do 120 osób, które następnie będzie chciał wymienić na 13 zbiegów ze wspominanej restauracji.

Sprawa porwań zlecanych przez Koreę Północną to jedna z najbardziej mrocznych kart w historii tego kraju. Do dziś w Japonii trwa kampania przypominająca o uprowadzonych (Pjongjang przyznał się do porwania 13 Japończyków), a premier Shinzo Abe każdego dnia nosi w klapie marynarki błękitną wstążkę, symbol pamięci o ofiarach akcji Kim Dzong Ila. Wielokrotnie więcej osób porwanych pochodziło do tej pory z Południa - za granicę 38. równoleżnika uprowadzono ich już setki.