Mężczyzna, który naprawiał sąsiadom samochody w zamian za jedzenie, powinien założyć działalność gospodarczą i płacić podatek jak przedsiębiorca – uznali kontrolerzy z urzędu skarbowego. Przesłuchali 17 świadków. Odkryli, że od rybaka, któremu wymienił olej w samochodzie, mężczyzna dostał 10 kg fląder. A od rolnika, któremu naprawił świecę i wymienił klocki hamulcowe, 15 kg ziemniaków i 30 jajek.
Urzędnicy oszacowali mechanikowi dochód i naliczyli podatek. Dopiero sąd uznał, że ingerencja fiskalna państwa w codzienne życie musi mieć swoje granice.
– Takich przypadków jest ciągle dużo, fiskus często prowadzi drobiazgowe i szczegółowe kontrole w drobnych sprawach, uznając za przedsiębiorców np. sprzedawców jagód czy grzybów – mówi Beata Hudziak, doradca podatkowy w kancelarii 8Tax. Wskazuje, że kontrolerzy przeszukują, przesłuchują, a postępowania trwają bardzo długo.
Arkadiusz Michaliszyn, doradca podatkowy w kancelarii CMS Cameron McKenna, opowiada o niedawnej kontroli w dużej, mającej miliardy obrotów spółce, w której urzędnicy zakwestionowali niewielkie w skali całej działalności wydatki na remont magazynu. Wzywali pracowników, przesłuchiwali wykonawców z całej Polski, wypytywali ich o rodzaje wykorzystywanych prętów... W końcu sprawę umorzyli.
Problemy ze skrupulatnymi urzędnikami mają jednak nie tylko przedsiębiorcy i osoby, które fiskus za nich uznaje.