Co nagle, to po diable – mówi stare przysłowie. Aż trudno uwierzyć, że może ono się sprawdzić też w podatkach. O tym, jak kosztowna podatkowo może być nieprzemyślana decyzja, przekonał się podatnik, którego skargę kasacyjną oddalił w czwartek Naczelny Sąd Administracyjny.
Kosztowny prezent
W sprawie chodziło o podatek od sprzedaży nieruchomości. Wszystko zaczęło się od darowizny w lutym 2009 r. Podatnik dostał sporą i wartościową działkę, która do tej pory służyła do działalności rolnej. Niecałe trzy lata później sprzedał działkę spółce deweloperskiej za blisko 6 mln zł. I tu zaczęły się schody, bo w Polsce sprzedaż domów, mieszkań czy działek przed upływem pięciu lat od końca roku nabycia (wybudowania) trzeba rozliczyć z fiskusem. Podatek wynosi 19 proc. od dochodu. Zasadniczo, nawet gdy mieszkanie trzeba szybko sprzedać, fiskus dostaje PIT tylko od różnicy między ceną nabycia a zbycia. Podatnik był jednak w najgorszej sytuacji, bo na sprezentowaną działkę nie wydał ani grosza.
Ustawodawca uchylił jednak furtkę, żeby podatku od sprzedaży nieruchomości nie płacić. Trzeba tylko oświadczyć, że pieniądze zostaną przeznaczone w określonym czasie na własne cele mieszkaniowe wskazane przez ustawodawcę. I podatnik chciał z furtki skorzystać.
Błędne wybory
Fiskus ustalił jednak, że kupił grunty rolne (grunty orne, łąki, pastwiska, nieużytki) oraz inne przeznaczone pod zabudowę usługową nieruchomości. W ocenie urzędników nie były to wydatki na własne cele mieszkaniowe. W konsekwencji fiskus zażądał zapłaty ponad 1,1 mln zł podatku.
Podatnik nie dawał za wygraną. Chwytał się wszelkich argumentów – od nieprawidłowego doręczenia zawiadomienia o wszczęciu postępowania po dwa zwolnienia z PIT dla gospodarstw rolnych i celów mieszkaniowych. To nie pomogło. Racji nie przyznał mu ani Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku, ani NSA.