Klauzula przeciwko unikaniu opodatkowania miała być antidotum na obchodzenie przepisów podatkowych. Miała wytępić przypadki tworzenia karkołomnych, sztucznych konstrukcji optymalizacyjnych. Od razu pojawiły się wątpliwości, dlaczego w ogóle państwo ma ingerować w wybory podatników, którzy nie oszukują, tylko wybierając legalną ścieżkę, organizują swoje interesy tak, by zapłacić mniej zamiast więcej. Ale chyba nikt się nie spodziewał, że fiskus zacznie się doszukiwać optymalizacji wszędzie. A to, co miało ograniczyć dzikie optymalizacje, powoli zacznie zabijać instytucję, która miała pomagać zwykłym podatnikom w wykładni zawiłych meandrów systemu podatkowego. Dziś ten, kto chce się upewnić, czy dobrze je rozumie, i składa wniosek o indywidualną interpretację, ma duże szanse na... odmowę. Fiskus w opisanych sytuacjach chętnie doszukuje się bowiem elementów optymalizacji. Wtedy odmawia interpretacji i odsyła do tzw. postępowania klauzulowego. Nawet gdy gołym okiem widać, że dany przypadek nie łapie się na klauzulę, bo nie ma korzyści podatkowej, która przekracza limit 100 tys. zł. Podatnik zamiast interpretacji za 40 zł może więc kupić opinię zabezpieczającą za 20 tys. zł. Może też sam zinterpretować przepisy, czyli zagrać z fiskusem w podatkową rosyjską ruletkę.

W Monitorze Wolnej Przedsiębiorczości oceniamy gospodarcze działania rządu i pokazujemy bariery utrudniające funkcjonowanie firm. Dla czytelników, którzy na adres monitor@rp.pl napiszą, co ogranicza prowadzenie ich biznesu, mamy dwutygodniowy bezpłatny dostęp do e-wydania „Rzeczpospolitej".

Więcej rp.pl/monitor