Tak też jest z konfliktem o reformę sądownictwa. Sprawy zaszły tak daleko, że dziś z tego konfliktu nie ma dobrego wyjścia. Swoją logikę mają Polska i rządzące PiS, swoją ma Komisja Europejska. Strony sporu posługują się przy tym zupełnie innymi paradygmatami światopoglądowymi, a więc i różnymi językami, co utrudnia prowadzenie dialogu.
Jak wygląda logika PiS? Na tym etapie konfliktu reforma wymiaru sprawiedliwości schodzi na dalszy plan. Podstawowym problemem staje się kwestia suwerenności i zdolności do samodzielnego podejmowania decyzji. Rząd i liderzy PiS zdają sobie dziś sprawę, że losy tego konfliktu są bacznie śledzone przez wszystkich, którzy zastanawiają się nad przyszłością Unii. Takie poglądy nie są zbyt często artykułowane w mainstreamie, choć jednocześnie trudno uznać, by premierzy Wielkiej Brytanii czy Węgier byli politycznym marginesem w Europie.
PiS walczy o to, gdzie zostanie nakreślona granica między możliwością realizowania obietnic wyborczych przez państwa, czyli suwerenną możliwością realizowania demokratycznego mandatu, a władzą, jaką ma Komisja Europejska wobec państw członkowskich. Dlatego w wielu państwach – nie tylko naszego regionu – z wypiekami na twarzy obserwuje się obecny spór. I właśnie dlatego PiS dziś nie może się z reformy sądownictwa wycofać, szczególnie po tym, gdy Komisja uruchomiła artykuł 7 traktatu o Unii Europejskiej.
Sęk w tym, że polski rząd musi się liczyć z ryzykiem eskalacji nastrojów przeciwnych członkostwu w UE, które jest strategicznym celem polskiego państwa i zapewnia nam bezpieczeństwo. Samo PiS nie ma tu więc dużego pola manewru.
Sprawa ta jest równie ważna dla Komisji Europejskiej. Nie może się ona pogodzić z sytuacją oznaczającą jej całkowitą bezradność wobec działań państwa członkowskiego, które z perspektywy Brukseli mają znamiona łamania zasad demokratycznego państwa prawa opartego na trójpodziale władzy. Ale i tu reforma sądownictwa schodzi na dalszy plan.