To było frustrujące dla kolegów?
Myślę, że tak. To się nawet skończyło sesją terapeutyczną. Wewnątrz zespołu stosunki interpersonalne pozostawały na starych zasadach, ale jeśli np. ktoś chciał zrobić z nami wywiad, to zwykle chodziło o moją osobę. Przejąłem na siebie ciężar promowania naszych wydawnictw. Mnie to też frustrowało, bo uważałem, że wkładałem więcej pracy ogólnej w działalność kolektywu, a jestem traktowany jako jeden z członków zespołu. To nagromadziło masę żółci i musieliśmy się zebrać na grupowej terapii, gdzie dwóch specjalistów poprowadziło rozmowę w taki sposób, że potrafiliśmy sobie większość kwestii wyjaśnić. Owocem tego był „Ostateczny krach systemu korporacji", jedna z bardziej udanych płyt Kultu.
No tak, to nawiązanie do muzyka Jello Biafry, który kandydował na prezydenta USA... A jakie pan ma pomysły polityczne?
Jestem zwolennikiem grupy światłych ludzi, która doradza światłemu królowi.
Uważa pan, że monarchia byłaby najlepsza?
Wydaje mi się, że monarchia gwarantuje bardziej kompetentnych ludzi na publicznych stanowiskach niż rządy, którze pochodzą z wyboru - takie na które głosuje z taką samą wagą ktoś niemający zielonego pojęcia, na kogo głosuje, kierując się np. wyglądem zewnętrznym kandydata, jak i profesor politechniki.
Kukiz panu imponuje tym, że próbuje rozwalić system od środka?
Kukiz mi zaimponował w momencie wyborów prezydenckich. Jeszcze o 19 w niedzielę myślałem, że nie pójdę głosować, ale jak zobaczyłem, jak Paweł Kukiz zogniskował grupę niezadowolonych, to postanowiłem go wesprzeć. Późniejsza decyzja prezydenta Komorowskiego o rozpisaniu referendum w sprawie JOW była konsekwencją całkowicie wadliwego zdiagnozowania nastrojów społecznych. Świadczy to o niskim intelekcie, może nie samego prezydenta, ale całego sztabu doradców, którzy stwierdzili, że elektorat Kukiza jest zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych. Miałem nadzieję, że Ruch Kukiza instytucjonalnie dotrwa do wyborów parlamentarnych i będzie stanowić strukturalną i funkcjonalną przeciwwagę dla tego dychotomicznego podziału. Moje nadzieje nie okazały się płonne.
Ugrupowanie Kukiza weszło do Sejmu jako trzecia siła polityczna.
Tak, ale ja, głosując na Ruch Kukiza, nie wiedziałbym, na co oddaję głos. Program jest nieczytelny, znajdują się tam ludzie z bardzo różnych domków. Wygląda mi to na jakieś pospolite ruszenie, które gromadzi wolne, niezdeklarowane jeszcze osobniki. A co do konkretnych środków i programu, to mam wrażenie, że tam dyskusji nie ma i będzie organizowana, jak ewentualnie ten parlament zdobędą.
Kukiz doprowadził do odsunięcia Komorowskiego od prezydentury.
Zdecydowanie tak. PO w wyborach prezydenckich dostało żółtą kartkę i przegrywając wybory parlamentarne – drugą żółtą kartkę. A wszyscy wiemy, co oznaczają dwie żółte karki. To spowoduje, że to zadufane w sobie ugrupowanie będzie miało minimum cztery lata na przemyślenie swojego stosunku do kraju i jego obywateli. Ale też nie jestem zwolennikiem PiS, ogólnie czuję sporą niechęć do polityków.
Kiedyś był pan zagorzałym zwolennikiem Janusza Korwin-Mikkego.
Obecnie Korwin stał się postacią nieco kabaretową. Oczywiście ma swój żelazny elektorat, ale chyba sam nawet nie ma w planach sprawowania jakiejś realnej władzy.
Nie żałuje pan, że go pan wspierał?
Nie, dlaczego? To jest bardzo barwna postać na scenie politycznej. Dobrze, że jest, gorzej gdyby arytmetyka sejmowa spowodowała, że miałby stworzyć rząd.
A rządu PiS pan się nie boi?
Nie boję się. Te rządy już były i nie demonizujmy ich. Moje odczucia estetyczne były takie, że było ponuro. Natomiast nie zauważyłem specjalnej różnicy, może poza tym, że PO dała mi po kieszeni, a PiS mi trochę dodał.
Ma dla pana jakieś znaczenie, jak wyjaśniane są okoliczności katastrofy smoleńskiej?
Nie wierzę w zamach, ale nadal nie wiem, co tam się wydarzyło. Żadna z narracji nie jest dla mnie wiarygodna i brakuje mi rzetelnego raportu, który określiłby, co się stało.
Winni katastrofy smoleńskiej nie zostali ukarani?
To jest szereg zaniechań dotyczących sfery administracyjnej, a system demokracji parlamentarnej i demokracji w ogóle jest w ten sposób latami tworzony, żeby wskazać odpowiedzialnych było jak najtrudniej.
Wyobraża sobie pan Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu?
Wiem, że oni siebie nawzajem straszą więzieniem, ale myślę, że przez te 25 lat doszliśmy do takiego momentu, że o ile nie są to działania stricte kryminalne, to stawania przed takimi gremiami nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
Ma pan poczucie, że Andrzej Duda przywrócił dumę urzędowi prezydenta?
Za krótko, żeby coś na ten temat powiedzieć. Ale takie ruchy, jak niewspominanie Lecha Wałęsy na obchodach „Solidarności", uważam za próbę wykreślenia go z najnowszej historii Polski. Na merytoryczną ocenę działań Dudy jest za wcześnie, a ruchy obyczajowe uważam za słabe.
Kojarzył pan, kim jest Andrzej Duda, jeszcze pół roku temu?
Na początku myślałem, że to ten Duda z „Solidarności" startuje. PiS szukało kandydata, który jest umiarkowany i wypowiada swoje poglądy w stonowany sposób. Tymiński też nie był znany.
Duda nie jest prezydentem z przypadku?
Nie ma czegoś takiego jak przypadkowy prezydent. Jak można po tak długo trwającej kampanii prezydenckiej i po zebraniu paru milionów głosów mówić, że ktoś jest przypadkowy. Przypadkowy może być gol w meczu, a nie prezydent. Ludzie zagłosowali na niego, bo wiedzieli, jakie siły reprezentuje i kto za nim stoi.
Myśli pan, że Beata Szydło będzie lepszym premierem niż Ewa Kopacz?
Od Ewy Kopacz nie jest trudno być lepszym premierem, więc ma duże szanse.
Kim pan tak w ogóle jest? Konserwatystą, lewicowcem czy może liberałem?
Jestem konserwatystą, jeśli chodzi o stosunki interpersonalne, kwestie społeczne. Instytucja rodziny i te wartości, które ona ze sobą niesie, są dla mnie istotne. Natomiast gospodarczo jestem liberałem. Jestem za tym, żeby rynku było jak najwięcej w gospodarce i żeby państwo nie wpierdalało się w każde podstawowe decyzje. Państwo musi rozumieć, że ludzie sami najlepiej potrafią zadbać o swój los i nie trzeba ich traktować jak głupków i prowadzić za rękę. Czy to jest prawica czy lewica? Nie identyfikuję się z lewą stroną sceny politycznej, z tym rozdawnictwem przywilejów i zapomóg. Nas nie stać na dawanie 500 zł na każde dziecko.
500 zł na każde dziecko to PiS-owska propozycja.
PiS to lewica. Uważam, że polska scena polityczna podzielona jest wzdłuż lewicy. PO jest lewicą koncesyjno-etatystyczną, a PiS lewicą socjalno-narodową. Chociaż brzmi to niedobrze, ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Obie partie wiele dzieli, ale też sporo łączy.
Kiedyś powiedział pan o PiS, że to lewica wierzącą w Boga.
Coś jest na rzeczy.
Po przeanalizowaniu wszystkich tekstów Boba Dylana komputer stwierdził, że najważniejszymi tematami poruszanymi przez tego autora są: przemijający czas, miłość i wiara. Chyba podobnie jak u pana?
Może ostatnimi czasy przemijający czas też dochodzi do głosu. Ale zawsze, gdy chciałem zbyć tych, co pytali mnie, o czym są moje teksty, a ciebie też chcę zbyć, bo nie mam już czasu, to odpowiadałem, że o religii, o miłości i o polityce.
Ale pan w Boga nie wierzy.
Ja już sam nie wiem, czy wierzę. Deklaruję, że nie wierzę, ale jak coś się dzieje, to zdarza mi się modlić. Chciałbym wiarę odzyskać, ale jest to w konflikcie z moją wiedzą i głowa nie chce dopuścić do głosu emocji, które wołają do Boga.
To co jest według pana najważniejsze w życiu?
Zdrowie. Jak jest zdrowie, to wszystko inne się układa.