Dzieci jest dziewięcioro. Wszyscy dajemy sobie prezenty – poza dziećmi, które tylko dostają. Zatem 17 osób dorosłych kupuje po 25 prezentów. Z rachunku wynika, że pod naszą choinką leży ich ponad 400. W zeszłym roku stos zajmował pół garażu. Oczywiście rozmiar nie jest funkcją ceny: chiński samochód zabawka za 30 zł zajmuje więcej miejsca niż bransoletka ze sztucznych kamyków.
Dzieciom trudno się skupić na rybie i barszczu z uszkami, za którymi zresztą nie przepadają. Trwa oczekiwanie na moment kulminacyjny. Gdy ostatni kęs piernika zostaje przełknięty i pada komenda „teraz Święty Mikołaj", ogólna wrzawa cichnie i następuje chwila, w której rumieńce na policzkach dziatwy ciemnieją, a oczy błyszczą jeszcze mocniej. Kisiel z żurawin i bakalie zostają odstawione na później, nikt nie zniósłby tak długiego oczekiwania. Kolędy też muszą zaczekać na „po prezentach". Dopiero po nich nastąpi ogólny chillout, dzieci zaczną przysypiać, część gości – zbierać się na pasterkę.