Gdy chcą oni podważyć trwałe i dobrze zakorzenione nauczanie Kościoła, nieustannie powtarzają, jak jest on fundamentalny, a każdą próbę przypomnienia, że pewne kwestie Kościół już rozstrzygnął, traktują jako niedopuszczalny atak na ich sumienia, wolność badań lub uprawiania teologii czy nawet jako integryzm. Kiedy jednak uda im się już nauczanie rozmyć, zmienić (a przynajmniej stworzyć takie wrażenie), wówczas chęć dialogu się kończy, a jego miejsce zajmuje ostre odwołanie się do autorytetu i wezwanie do posłuszeństwa.

Kilka miesięcy temu pisał o tym, podając przykład anglikanizmu, ks. Dwight Longenecker, były pastor anglikański, a obecnie kapłan katolicki. – Także w kręgu Kościoła katolickiego możemy znaleźć ideę, że „ja mam swoją prawdę", a „ty masz swoją prawdę", a tak naprawdę ważne jest to, byśmy nie tylko wzajemnie się tolerowali, ale też słuchali i prowadzili dialog – podkreśla ks. Longenecker i dodaje, że tego typu podejście trwa do momentu, gdy postępowcy nie dojdą do wniosku, że wojnę już w jakiejś kwestii wygrali. A ostatnie wypowiedzi kard. Waltera Kaspera pokazują, że diagnoza ta spełnia się w całej rozciągłości także w odniesieniu do Komunii świętej dla rozwodników w ponownych związkach.

Gdy liberalni, głównie niemieckojęzyczni katolicy chcieli o tym dyskutować, to nie było dla nich problemem, że kwestię tę rozstrzygnięto wiele wieków temu, że wszystko było jasne, że potwierdził ją także św. Jan Paweł II w adhortacji „Familiaris consortio". To wszystko nie miało znaczenia. Gdy jednak uznali oni (nie jest wcale jasne, że prawdziwie), że można już stwierdzić, iż papież Franciszek zmienił w tej sprawie dyscyplinę (a może nie tylko) i potwierdził to reskryptem, w którym liberalną interpretację biskupów regionu Buenos Aires uznał za „autentyczne nauczanie" (to znaczy nauczanie obowiązujące katolika w sumieniu), wówczas dyskusja ma się zakończyć. Taką opinię wyraził kard. Kasper w wywiadzie dla Radia Watykańskiego, w którym oznajmił, że czas już zakończyć debatę, że przeciwnicy liberalnej interpretacji powinni zamilknąć, bo papież rozstrzygnął sprawę. Jednym słowem, gdy my dyskutowaliśmy, wbrew nauczaniu kolejnych papieży i całej Tradycji zachodniego Kościoła, był to wyraz otwarcia i dialogu, gdy wy teraz chcecie nadal dyskutować, to jest to wyraz niepotrzebnego nieposłuszeństwa.

Problem polega na tym, że ta kwestia, choć Franciszek wydał w jej sprawie reskrypt, musi być dyskutowana. Tak się bowiem składa, że jeśli uznać liberalną interpretację (a szczególnie jej zastosowania w praktyce) za obowiązującą, to powstają pytania o jej zgodność z poprzednim nauczaniem Kościoła zawartym w „Veritatis splendor" św. Jana Pawła II, a także fundamentalne pytanie, jak można otrzymać rozgrzeszenie bez fundamentalnego warunku, jakim jest postanowienie poprawy, czy wręcz z decyzją, że będzie się żyło w grzechu (no, chyba że uzna się, że seks poza małżeństwem grzechem nie jest, ale to rodzi jeszcze więcej pytań). Nie ma odpowiedzi także na pytanie, czy rzeczywiście można stanowić dyscyplinę (czy doktrynę) bez zachowania ciągłości z nauczaniem i dyscypliną poprzedników. Na te pytania odpowiedzi będą musiały się pojawić, a zamykanie dyskusji krótkimi rozkazami tego nie załatwi. Można oczywiście zepchnąć zadających pytania do podziemia (wyrzucając ich z uczelni, co już się dzieje, czy pozbawiając stanowisk w Kurii Rzymskiej lub odmawiając nominacji kardynalskich), ale nie sposób sprawić, by one przestały być zadawane. I nawet niemieccy liberałowie muszą to zrozumieć. ©?