Bogusław Chrabota: Kto psuje gwiazdkę?

Co roku piszę w tym miejscu coraz bardziej ckliwe wspomnienia o rodzinnej Gwiazdce w naiwnym przekonaniu, że wyciągnięty z głębin pamięci odległy koloryt, zapachy, unikalny klimat dawnych Świąt będzie, jeśli nie osobistym wkładem w obronę zdychającej tradycji, to przynajmniej inspiracją dla tych, którzy mają jeszcze siłę o nią walczyć.

Aktualizacja: 16.12.2016 13:22 Publikacja: 15.12.2016 15:55

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Co roku staję więc w ich szeregu, ale cóż, energii coraz mniej, pesel jest nieubłagany i coraz częściej mam poczucie, że w tej konkretnej sprawie smęcę i przynudzam.

Złudzenie? A może całkiem naturalna prawda o tym, że w miarę upływu lat coraz bardziej kurczowo trzymamy się przeszłości, uwznioślamy ją przekonani, że minie wraz z nami bezpowrotnie. A ona? Wręcz przeciwnie: tańczy na naszych oczach na linie, zmienia się, odradza prześmiewczo w kolejnych wcieleniach. I kpi sobie z nas, ze świata, w całkiem dobrej kondycji, pewnie lepszej od nas samych.

Dowody? Są bezwzględne, bo przecież ta bożonarodzeniowa paranoja, której dziś doświadczamy, nieraz już była. Czasem bardziej groźna, czasem bardziej śmieszna niż ta komercyjna z epoki Mc Świata. Choinki w swoim mieście nie zabronili jako pierwsi politycznie poprawni mieszkańcy Oxfordu. Walczyli z nią więksi mocarze, bardziej ambitni i zawsze ponosili klęskę.

Czym bowiem musiała być bożonarodzeniowa tradycja dla bolszewików? Przynajmniej problemem, bo jakże pogodzić materialistyczną wizję świata z radosnym świętem narodzin Zbawiciela? Kiedy grzebali starą Rosję, mało kto o tym myślał, ale w dobie wysadzania cerkwi i budowy komunizmu musiała ustąpić nowym, świeckim obyczajom. Na scenę historii wstąpił więc ciężkim krokiem Dziadek Mróz w towarzystwie nieodłącznej Śnieżynki. Był wygodniejszy od św. Mikołaja (swoją drogą jednego z najważniejszych rosyjskich świętych), nikt nie zarzucał mu związków z klerem czy jakiejś nadmiernej ekspozycji na deskach ikon. Początkowo uważany za sprzymierzeńca kułaków, szybko stał się symbolem laickich świąt „noworocznych", którymi Sowieci zastąpili wstydliwe Boże Narodzenie.

Szczytem zaś profanacji były komunistyczne jasełka, w których onże Dziadek Mróz, Śnieżynka i Nowy Roczek odgrywali rolę Świętej Rodziny. Żarty? Nie, świetnie pamiętam to osobliwe trio z czasów przedszkolnych. Nikt z nas wtedy zresztą nie wiedział, z samym Adamem Schaffem na czele, że Dziadek Mróz to dość parszywa postać ze starosłowiańskiego folkloru, znana z okrucieństwa, zamrażająca ludzi żywcem i pakująca dzieci do głębokiego wora.

Osobliwy romans ze świąteczną tradycją miał Adolf Hitler i jego partyjni koledzy. Dla nich Boże Narodzenie było podwójnie problematyczne. Po pierwsze, jako socjaliści nie przepadali specjalnie za tradycyjną religijnością. Po wtóre, wedle większości przekazów narodzony w Betlejem Zbawiciel był prawdopodobnie Żydem, co oczywiście dyskwalifikowało go już na starcie. Przechrzczono zatem Boże Narodzenie na „święto przesilenia zimowego" i nadano mu „narodowy charakter". Kolędy ocenzurowano, wyrzucając z nich fragmenty o narodzeniu (wersje te zresztą są często w obiegu po dziś dzień), a na choinkach zamiast bombek zawisły szklane messerschmitty, czołgi i swastyki. Nie oszczędzono nawet wypieków świątecznych, wymuszając na uległym narodzie stosowanie form w kształcie symbolów Trzeciej Rzeszy.

Zamiast szopek popularyzowano ołtarzyki z Führerem, zaś Goebbels i Goering szlifowali swoją popularność, rozdając dzieciom prezenty. Dziewczynkom obowiązkowo lalki, a chłopcom ołowianych oficerów SS. Groteska? Pełna. Trudno sobie wyobrazić większe bzdury. A jednak Boże Narodzenie przetrwało.

I myślę sobie (optymista!), że to co mamy dziś wokół, choć śmieszne i pokraczne, jest podobną karykaturą. Niejaki Santa Klaus z Rudolfem (reniferem), lampki, bombki, wstążki, pomadki, czekoladki i brzmiąca zewsząd od początku listopada karykaturalna muzyka, dzwoneczki i sztuczny śnieg, „Kevin sam w domu" i egzotyczne wakacje zamiast Wigilii, wszystko, by żerować na infantylizmie konsumenta, to wszystko... kiedyś przeminie. Bo ileż można psuć ludziom Święta?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Co roku staję więc w ich szeregu, ale cóż, energii coraz mniej, pesel jest nieubłagany i coraz częściej mam poczucie, że w tej konkretnej sprawie smęcę i przynudzam.

Złudzenie? A może całkiem naturalna prawda o tym, że w miarę upływu lat coraz bardziej kurczowo trzymamy się przeszłości, uwznioślamy ją przekonani, że minie wraz z nami bezpowrotnie. A ona? Wręcz przeciwnie: tańczy na naszych oczach na linie, zmienia się, odradza prześmiewczo w kolejnych wcieleniach. I kpi sobie z nas, ze świata, w całkiem dobrej kondycji, pewnie lepszej od nas samych.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów