Mecz Magnus Carlsen – Siergiej Karjakin wzbudził sporą uwagę świata sportowego i nie tylko sportowego. Mistrz i pretendent – obaj urodzeni w 1990 roku – rywalizowali w Nowym Jorku, a dokładnie w budynku Fulton Market, na Dolnym Manhattanie, a więc w wyjątkowym miejscu: niedaleko dorastał Bobby Fischer, legenda szachów. Naprzeciw siebie usiedli geniusz z Norwegii i wychowanek szkoły rosyjskiej; celebryta i znajomy twórcy Facebooka Marka Zuckerberga oraz fan Władimira Putina, popierający aneksję Krymu. Na myśl od razu przychodziły historyczne pojedynki, w których szło o coś więcej niż tylko o szachy. Modnie było zasiąść w loży VIP, gdzie ceny były wysokie, ale oczywiście nie brakowało chętnych, by zapłacić. Carlsen wygrał zgodnie z przewidywaniami, chociaż dopiero w dogrywce. Szachy na chwilę zwróciły uwagę świata – to już jednak nie to co kiedyś.
Aryjskie i semickie
Gdy w 1972 roku grali ze sobą w Reykjaviku Boris Spasski i Bobby Fischer, żył tym niemal cały świat. Fischer wygrał mecz stulecia, a potem wykręcił numer stulecia, czyli zapadł się pod ziemię. Kiedy się odnalazł, nie sposób już było się z nim porozumieć i następnym mistrzem został – bez gry – Anatolij Karpow. Swoje mistrzostwo udowodnił później – dwukrotnie pokonując Wiktora Korcznoja, najpierw na Filipinach, potem we Włoszech. Przy okazji obu tych pojedynków działy się cuda. Karpowa zdetronizował Garri Kasparow – to też były epickie bitwy, które już w „Plusie" opisywaliśmy (12–13 września 2015).
Potem sprawy nieco się skomplikowały, bo krnąbrny Kasparow pokłócił się z szachową federacją i doszło do rozłamu (trwał w latach 1993–2006) – w tym czasie rywalizujące organizacje miały swoich mistrzów, co nikomu nie wyszło na dobre. Po unifikacji niekwestionowanych mistrzów było trzech: Rosjanin Władimir Kramnik, Hindus Viswanathan Anand i obecny mistrz Magnus Carlsen.
Pierwszym w historii oficjalnym mistrzem świata był urodzony w Pradze Wilhelm Steinitz, który zdobył tytuł w 1886 roku. Prymat odebrał mu Niemiec Emanuel Lasker. Dopiero w 1921 roku pokonał go sensacyjnie, jak wtedy uważano, kubański szachista Jose Raul Capablanca. Podejrzewano, że będzie mistrzem przez wiele lat, bo wygrywał jak chciał i z kim chciał, mimo że przedstawiał się jako leń. Pewnie przesadzał, ale faktem jest, że uwielbiał dobrą kuchnię, alkohol i nie przygotowywał się zanadto do kolejnych pojedynków.
Może dlatego pokonał go Aleksander Alechin. Ten, inaczej niż jego wielki rywal, był całkowicie oddany szachom. Jest anegdota o tym, jak jeden z mecenasów szachów zaprosił do teatru Capablancę i Alechina. Pierwszy nie odrywał oczu od sceny, drugi od kieszonkowej szachownicy, którą miał przy sobie. Alechin rządził w okresie międzywojennym, krótko tylko oddając pierwszeństwo holenderskiemu szachiście Maxowi Euwemu. Stało się to w czasie, kiedy Rosjanin przeżywał załamanie nerwowe i nadużywał alkoholu. Dwa lata później, kiedy zrewanżował się Euwemu, podobno pił już tylko mleko, tak przynajmniej podaje Kasparow. Alechin w czasie II wojny światowej współpracował z Niemcami, pisał mało chwalebne artykuły, w których wykazywał wyższość szachów aryjskich nad semickimi (później się tych tekstów wypierał). Zmarł w niejasnych okolicznościach – rozważano, że targnął się na swoje życie, a może został zamordowany? Bo raczej nie udławił się kawałkiem mięsa, jak podano w oficjalnej wersji.