Bogusław Chrabota: Między fake newsem a trumną

Któż częściej poddaje się ocenie niż dziennikarz czy redaktor gazety codziennej? To ocena permanentna, zwykle mało łaskawa, a niekiedy brutalna. Bo czytelnicy nie zawsze są pełni zrozumienia.

Aktualizacja: 10.12.2017 15:33 Publikacja: 08.12.2017 16:00

Bogusław Chrabota: Między fake newsem a trumną

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Niebywale drobiazgowi, umieją wyłowić i wytknąć każdy błąd, nieprecyzyjne słowo, każdą mieliznę umysłową. Krytykują, drwią, znęcają się w setkach postów i komentarzy. Niekiedy są tak zdeterminowani, że piszą tasiemcowe e-maile, a nawet listy. Znęcają się również wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy gazeta nie trafia w ich poglądy, jakby można było trafić w poglądy każdego.

Ileż razy mi wymyślano, obrażano czy dorabiano nowy życiorys. I tyle razy mnie korciło, by nie otwierać tych ryzykownych plików, nie zaglądać w posty. Ale przecież w ten sposób gubi się kontakt z czytelnikiem, coś, co w tej robocie jest fundamentalnie ważne.

Jednak jest i inna, całkiem odwrotna reakcja, pewien rodzaj znieczulenia, który coraz częściej towarzyszy pracy dziennikarza. Ma się wtedy poczucie grubiejącej z roku na rok skóry, po której spływają, nie zostawiając śladów, emocje czytelników. Właśnie przed tym znacznie trudniej się obronić, a bronić się trzeba, bo z taką postawą w naturalny sposób wiążą się cynizm, sarkazm, a nawet szyderstwo, wszystko, niestety, barwy duchowego zdziczenia. Może w istocie refleksja o tym, że jest się już po przeciwnej stronie, winna być tym momentem w życiu dziennikarza, w którym – by posłużyć się piękną metaforą – należy odłożyć pióro i poszukać sobie nowej roboty? To jednak trudne: i chwila takiej samorefleksji, i to, co potem, kiedy zderzasz się z pytaniami: Co ja właściwie innego potrafię? Czym jeszcze w życiu mógłbym sobie samemu i światu zaimponować, co robić?

Tak, to wyjątkowo trudne i dlatego w naszym zawodzie jest tylu frustratów i tyle bezinteresownej niechęci. Odbiorcy to świetnie widzą, choć nie do końca rozumieją, dlaczego redaktor X – na przykład – jest aż tak agresywny. Owszem, można mieć poglądy, można nawet w tej profesji ścigać się w lojalności partyjnej z zawodowymi politykami, taki standard właściwie już zaakceptowano, ale tyle zajadłej agresji? Skąd się to bierze? – pytają. Tak, stąd właśnie, z naturalnej śmierci życzliwej ciekawości świata, która jest, zawsze była i będzie pierwotnym instynktem ludzi pchających się przed mikrofon czy chwytających za pióro. Co więcej, coraz częściej zastępuje ją gniew, a nawet wściekłość na świat. Wewnętrzne rozjuszenie, którego efektem są potem mocne słowa i rozbuchane emocje.

Czy można to opanować? Strasznie ciężko, a jeszcze ciężej próbować ten rozedrgany świat uspokoić. Czy istnieje szansa na normalność w polskich mediach? – co chwila słyszę to samo pytanie. – Przecież pewien poziom powściągliwości jest warunkiem przetrwania waszego środowiska. Inaczej niczym się nie będziecie różnili od waszych anonimowych komentatorów, zamienicie się w hejterów. Tak, to prawda, jeszcze chwila, a gotów zalśnić magicznym światłem tzw. fake news, bo jeśli przede wszystkim chce się przeciwnikowi dokopać, to przecież prawda jest trudniejszym narzędziem od nieprawdy. Kłamstwo bije mocniej i zostawia bardziej bolesne ślady. Ale czy to jeszcze będzie dziennikarstwo, czy będzie miało z nim cokolwiek wspólnego? Niewątpliwie będzie to obecność w mediach, może nawet okraszona jakimś korporacyjnym statusem, ale nie chciałbym tego nigdy nazywać dziennikarstwem.

I o polityce na koniec. Niewątpliwie jest katalizatorem tego coraz powszechniejszego zdziczenia. Można się zastanowić, czy kiedyś nie była. Przecież zawsze podnosiła emocje, doprowadzała do szaleństwa, dyktowała dziennikarzom wierutne bzdury. Jednak choćby intuicyjnie czuło się granicę między sferą słowa i sferą polityki. Było jasne, że politykę trzeba opisywać, a nie w niej uczestniczyć. Dziś – mam wrażenie – często tę granicę w moim zawodzie się gubi i to jest istotna nowość. Przesunął ją internet, z pewnością najważniejszy nowy gracz w naszym świecie. Gracz, który zmienił wszystko.

Po co o tym piszę? Bo chciałbym, aby czytelnik wiedział, że każdy z nas o tym wszystkim ma obowiązek pamiętać, zanim przyłoży palec do klawiatury i napisze pierwsze słowo.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Niebywale drobiazgowi, umieją wyłowić i wytknąć każdy błąd, nieprecyzyjne słowo, każdą mieliznę umysłową. Krytykują, drwią, znęcają się w setkach postów i komentarzy. Niekiedy są tak zdeterminowani, że piszą tasiemcowe e-maile, a nawet listy. Znęcają się również wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy gazeta nie trafia w ich poglądy, jakby można było trafić w poglądy każdego.

Ileż razy mi wymyślano, obrażano czy dorabiano nowy życiorys. I tyle razy mnie korciło, by nie otwierać tych ryzykownych plików, nie zaglądać w posty. Ale przecież w ten sposób gubi się kontakt z czytelnikiem, coś, co w tej robocie jest fundamentalnie ważne.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów