Rafał Trzaskowski jako prezydent Warszawy to ostatnia nadzieja PO

Urodził się w stolicy, jest posłem z Krakowa, praktykował politykę w Brukseli i uczył się pod Detroit. Dziś od sukcesu Rafała Trzaskowskiego w Warszawie może zależeć przyszłość PO.

Aktualizacja: 09.11.2017 16:19 Publikacja: 09.11.2017 11:34

Rafał Trzaskowski jako prezydent Warszawy to ostatnia nadzieja PO

Foto: Reporter, Rafał Oleksiewicz

W karierze Rafała Trzaskowskiego nadszedł czas na nowe wyzwania. PO namaściło go na przyszłego prezydenta Warszawy. Jeśli uda mu się wygrać wybory, może mu to otworzyć drogę do najwyższych urzędów w kraju. – Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla mnie test, być może najważniejszy w życiu – mówi „Plusowi Minusowi". Szanse ma duże, bo uważany jest za specjalistę od kampanii i – jak pokazała jego polityczna kariera – dobrze sobie radzi pod presją. Na to liczy PO, dla której kampania samorządowa to być albo nie być. Trzaskowski zdaje sobie też sprawę z szansy, która przed nim stoi. – Po tym, jak ktoś zostaje prezydentem stolicy, już nic politycznie nie musi. Ale ja nie jestem osobą, która planuje pięć kroków do przodu – przyznaje.

O sukces nie będzie jednak wcale łatwo. Poseł z Krakowa będzie musiał przekonać warszawiaków, że ucieczka do Grodu Kraka nie była tylko działaniem koniunkturalnym. Dlatego sam niedawno uznał, że przypomni, że Warszawa to jego miasto. „Urodziłem się na Powiślu (w szpitalu na Solcu), całe życie mieszkałem na Nowym Mieście – na ulicy Freta – czas dzieliłem między książki i podwórko, które nie zawsze dzieliło moją bibliofilską pasję. Stałem pod Kamienicą. W młodości pijałem tanie wina, z rzadka paliłem zioło i bywałem »niegrzeczny«. Uczyłem się dobrze. Kląłem" – tak o sobie napisał kilka dni temu kandydat PO na prezydenta Warszawy.

Słowa o staniu pod kamienicą trudno nie odczytać jako komentarza pod adresem potencjalnego rywala, Patryka Jakiego z PiS. On ze stania pod blokiem – co zarzucał mu portal gazeta.pl – uczynił element politycznego kredo. Napisana przez Trzaskowskiego krótka opowieść o życiu stała się z miejsca hitem w internecie.

Umiejętności radzenia sobie z tremą i presją Trzaskowski uczył się od dzieciństwa. W 1979 roku w warszawskiej podstawówce, do której uczęszczał, pojawili się ludzie szukający aktorów do serialu „Nasze podwórko". – Pasowałem do roli. Miałem być alter ego scenarzysty, Tomasza Jastruna. A moi rodzice stwierdzili, że to być może dobry pomysł, który nauczy mnie odpowiedzialności – mówi „Plusowi Minusowi". – Pamiętam, że to była ciężka praca – dodaje.

Z Solidarności do Ameryki

Kim byli rodzice obecnego posła? „Ojciec grał niepolską muzykę – muzykę dżazowską, w którą często wplatał motywy polskiej muzyki ludowej (jawna profanacja), jeździł też po świecie – często, przyznaję, do Niemiec, gdzie, o zgrozo, miał przyjaciół. Przyjaźnił się też z najgorszym, artystycznym sortem (tak, tak z takimi pijakami jak Hłasko czy Tyrmand). Mama – z domu Arens (wstrętne austriackie nazwisko) Warszawianka od pokoleń" – wspominał Trzaskowski na Facebooku.

Jego ojciec Andrzej był pianistą i kompozytorem. To pionier jazzu w Polsce. Brat przyrodni – Piotr Ferster jest jednym ze współzałożycieli Piwnicy pod Baranami. Przyda się to Trzaskowskiemu w kampanii w 2015 roku, gdy startując do Sejmu w Krakowie, pokazywał swoje związki z tym miastem.

Pierwszą kampanię wyborczą Trzaskowski zakończył sukcesem o wiele wcześniej. W 1987 roku wygrał wybory na szefa samorządu szkolnego w warszawskim Liceum im. Mikołaja Reja, pokonując Mikołaja Dowgielewicza, późniejszego rzecznika Komisji Europejskiej i wiceministra spraw zagranicznych. Jak wspomina, próbował wtedy organizować demonstracje i chodzić na strajki, wzorując się nieco na działalności studenckiego NZS.

Jeszcze w III klasie liceum pojawił się w legendarnej kawiarni Niespodzianka, siedzibie Komitetu Obywatelskiego Solidarności. – Na początku byłem kimś w stylu: przynieś, wynieś, pozamiataj. Później dzięki znajomości angielskiego zacząłem być przewodnikiem zagranicznych gości – opisuje Trzaskowski. Poznani wówczas amerykańscy politycy zorganizowali mu stypendium w liceum Cranbrook-Kingswood niedaleko Detroit w stanie Michigan.

Początkowo chciał iść na studia prawnicze, ale anglistyka okazała się jedyną możliwością ze względu na brak czasu na przygotowanie się do egzaminów po długim pobycie w USA. – Miałem amerykańską maturę. Przetłumaczyli mi w Polsce dyplom, ale miałem dwa tygodnie na przygotowania do egzaminu. Nie zdążyłbym się przygotować do wymagających egzaminów na prawo. Mogłem iść tylko na anglistykę. Alternatywą było wojsko – mówi nam Trzaskowski. Nieco później równolegle zaczął też studiować stosunki międzynarodowe.

Na początku lat 90. Trzaskowski był jedną z pierwszych osób w Warszawie, które świadczyły usługi tłumaczenia symultanicznego. Później opanował inne języki: francuski, rosyjski, hiszpański, włoski, a nawet podstawy chorwackiego. Na studiach poznał żonę, wyjechał też – dzięki jednej z fundacji George'a Sorosa – na stypendium do Oksfordu.

Flirt z Europą

Trzaskowski znany jest głównie dzięki sprawom europejskim. W 1996 roku ze względu na zainteresowanie Unią trafił do Kolegium Europejskiego w Natolinie. Istniejący od 1991 roku kampus College of Europe założył Jacek Saryusz-Wolski. Z nim wiązała się też późniejsza polityczna kariera Trzaskowskiego, chociaż jej początki z polityką nie miały wiele wspólnego. – W 1997 roku, gdy skończyłem Natolin, Saryusz-Wolski zaproponował mi pracę w think tanku powstającym przy kolegium – mówi Trzaskowski. Ich drogi połączyły się na dłuższy czas. Gdy Saryusz-Wolski został w 1999 roku doradcą Jerzego Buzka w Kancelarii Premiera, wziął Trzaskowskiego ze sobą. Podobnie było, gdy później został sekretarzem stanu w Komitecie Integracji Europejskiej oraz europosłem. Była to jednak praca daleka od polityki. – Moim głównym zadaniem było śledzenie zmian instytucjonalnych w UE. To było praca czysto merytoryczna, nic politycznego – mówi „Plusowi Minusowi". Doświadczenie i wiedzę tam zdobyte Trzaskowski wykorzystał kilka lat później, gdy doktoryzował się na Uniwersytecie Warszawskim. W ramach kariery naukowej wykładał w Collegium Civitas i w Krajowej Szkole Administracji Publicznej.

W 2009 roku po raz pierwszy wystartował w wyborach poważniejszych niż te do samorządu szkolnego, starając się o miejsce w Parlamencie Europejskim. – Stwierdziłem, że zawszę będę żałował, jeżeli nie spróbuję swoich sił w czymś innym. Wydawało mi się także, że mam predyspozycje do zostania europosłem – mówi „Plusowi Minusowi". Początkowo miał startować z ósmego miejsca. Dzięki wsparciu Donalda Tuska dostał został jednak czwórką na liście PO.

Dwa lata po wyborach parlamentarnych w 2007 roku Platforma wciąż triumfowała w sondażach, ale ze względu na konstrukcję ordynacji i specyfikę wyborów nawet czwarte miejsce nie gwarantowało sukcesu w Warszawie. Trzaskowski miał polityczne wsparcie Saryusz-Wolskiego. Zdobył ponad 25 tysięcy głosów. Stało się tak nie tylko dzięki wytężonej pracy, ale też wsparciu przyjaciół. W krótkich, internetowych klipach do głosowania na niego zachęcali Michał Żebrowski w stroju Wiedźmina, Tomasz Karolak i Grzegorz Turnau. Zadziałało.

W Parlamencie Europejskim Trzaskowski znalazł się w prestiżowych komisjach – konstytucyjnej, gdzie trafiali zwykle byli premierzy, oraz ważnej komisji dotyczącej jednolitego rynku. Zajmował się tam m.in. usługami cyfrowym i internetem, co w przyszłości miało się okazać przydatne.

W PO cały czas pamiętano nowatorską kampanię Trzaskowskiego z 2009 roku. Z jego kompetencji postanowiła skorzystać Hanna Gronkiewicz-Waltz, mianując go szefem sztabu wyborczego. To z tego okresu pochodzą zdjęcia z prezydent Warszawy, które dziś przypomina PiS, wiążąc go z aferą reprywatyzacyjną w stolicy.

Miejsce w rządzie

Choć w 2011 roku PO wygrała kolejne wybory, wkrótce dobra passa zaczęła się kończyć. Mimo politycznych manewrów Donalda Tuska i podziałów wśród opozycji rząd zaczął się zużywać. W 2012 roku wybuchła afera Amber Gold. W KPRM pojawił się pomysł, że trzeba odświeżyć wizerunek gabinetu. Europoseł Trzaskowski wydawał się dobrym kandydatem. Stanowiska w jego specjalności – sprawach zagranicznych – były jednak silnie obsadzone. Szefem MSZ był wtedy Radosław Sikorski, wiceministrem ds. europejskich – Piotr Serafin. W listopadzie 2013 roku w ramach rekonstrukcji rządu Trzaskowski, ze względu na znajomość rynku cyfrowego, został więc ministrem ds. cyfryzacji i administracji.

– Oczywiście, że zastanawiałem się nad tą propozycją. Ale premierowi się nie odmawia – mówi nam Trzaskowski, gdy pytamy go, czy miał wątpliwości. Jego poprzednik – Michał Boni – chwalił wybór następcy. – Mówiłem, że jeżeli chcieć radykalnie odświeżyć wizerunek rządu, to być może wszyscy powinni być wymienieni poza samym premierem, aby pokazać wymianę generacyjną – mówił 21 listopada 2013 roku Prezentacja nowych ministrów odbyła się dzień wcześniej. Uwagę dziennikarzy zwróciła wówczas pewność siebie nowego ministra. Jako jedyny, z właściwym sobie opanowaniem, trzymał rękę w kieszeni.

Opanowanie okazało się przydatne. Trzaskowski musiał niemal od samego początku gasić pożary. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Jako minister odpowiadał – poza zadaniami dotyczącymi cyfryzacji – za koordynację działań wojewodów i służb w trakcie klęsk żywiołowych. Śnieżyce, powodzie, działania szybko rozliczane przez media i opozycję – to wszystko było dużym kontrastem z dość spokojnym światem Parlamentu Europejskiego.

We wrześniu 2014 roku Trzaskowski został wiceministrem ds. europejskich. Dostał wybór – albo kontynuacja misji w MAiC, albo przejście do MSZ. To był jeden z elementów większego przetasowania rządowego, gdy Donald Tusk został szefem Rady Europejskiej, a Ewa Kopacz premierem. Trzaskowski nie wahał się długo. – Tusk zapytał mnie, czy ma mnie rekomendować na stanowisko ministra ds. europejskich, gdy będzie rozmawiał z Kopacz – mówi nam Trzaskowski. W rządzie zajął miejsce Piotra Serafina, który został szefem gabinetu Tuska w Brukseli.

– Miał lepszą pozycję polityczną niż Serafin. To było od razu widać. I dobrze dobierał współpracowników, co sprawdziło się w np. trakcie negocjacji klimatycznych – mówi nam jeden z brukselskich dyplomatów. – Miał swój styl. Imponował znajomością języków i pewnością siebie – dodaje brukselska dziennikarka. Trzaskowski negocjował m.in. decyzję dotyczącą uchodźców we wrześniu 2015 roku, którą PiS do dziś PO wypomina. I która z pewnością wróci podczas kampanii wyborczej w Warszawie.

Już wcześniej okazało się, że Trzaskowski nie będzie startować w Warszawie. Kierownictwo Platformy uznało, że wszyscy popularni politycy tej partii nie mogą kandydować ze stolicy. Wybór padł na Kraków, z którym Trzaskowski był rodzinnie związany. Lokalne struktury podzielonej i skłóconej PO nie były do końca zachwycone, ale Trzaskowski osiągnął niezły wynik – tylko czterech kandydatów PO zdobyło w wyborach więcej głosów od niego.

W serii spotów próbował pokazać swoje korzenie. Jeden z klipów to „rozmowa kwalifikacyjna", która toczy się na ławce na Plantach. Kandydat PO z Krakowa rozmawia z Michałem Rusinkiem, który odpytuje go z krakowskiej gwary. – Niczego nie udawałem. Te spoty i ta kampania to była próba żartobliwego pokazania, jak warszawiak stara się w Krakowie o rozgrzeszenie – mówi nam.

Trzaskowski był też namawiany, by wystartował na szefa PO. – Wiedziałem, że to nie jest mój moment. Nigdy nie podejmuję ważnych decyzji, jeżeli nie jestem do niej w stu procentach przekonany – mówi. Szefem PO został Grzegorz Schetyna. A Trzaskowski trafił do zarządu partii. Jest też jednym z najbardziej obiecujących polityków młodego pokolenia w PO obok m.in. Sławomira Nitrasa, Agnieszki Pomaskiej, Cezarego Tomczyka czy Joanny Muchy.

Politycy PO często spotykają się w warszawskim biurze Trzaskowskiego. W gabinecie zastawionym półkami z książkami dyskutują o przyszłości i teraźniejszości partii. – To nie jest frakcja. To grupa ludzi, którzy są moimi politycznymi przyjaciółmi. Po prostu podobnie patrzymy na politykę – podkreśla.

30 marca tego roku Trzaskowski został wiceszefem Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Zastąpił na tym stanowisku Jacka Saryusz-Wolskiego. Jego mentor rozstał się z EPL po tym, jak PiS namaścił go na kontrkandydata Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. – Przywitałem się z nim ostatnio w PE – mówi lakonicznie Trzaskowski pytany o relacje z dawnym politykiem PO. – Po ludzku żal mi tej znajomości.

Teraz Trzaskowski będzie walczyć o Warszawę. – Mam dość chodzenia po studiach telewizyjnych i mówienia, że ja panu nie przerwałem. W polityce trzeba iść próbować zwyciężać, a nie czekać – podkreśla. W 2009 roku od jego porażki nie zależało prawie nic. Teraz od losów jego kampanii w Warszawie może zależeć dalsze istnienie PO w obecnym kształcie. Jeśli jednak wygra, PO może zyskać nowego lidera.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W karierze Rafała Trzaskowskiego nadszedł czas na nowe wyzwania. PO namaściło go na przyszłego prezydenta Warszawy. Jeśli uda mu się wygrać wybory, może mu to otworzyć drogę do najwyższych urzędów w kraju. – Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla mnie test, być może najważniejszy w życiu – mówi „Plusowi Minusowi". Szanse ma duże, bo uważany jest za specjalistę od kampanii i – jak pokazała jego polityczna kariera – dobrze sobie radzi pod presją. Na to liczy PO, dla której kampania samorządowa to być albo nie być. Trzaskowski zdaje sobie też sprawę z szansy, która przed nim stoi. – Po tym, jak ktoś zostaje prezydentem stolicy, już nic politycznie nie musi. Ale ja nie jestem osobą, która planuje pięć kroków do przodu – przyznaje.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów