Młodzi ze wszystkich stron świata

Jak szybko zmienia się świat? Jeszcze 12 lat temu Katie Melua mogła całkiem na poważnie śpiewać o 9 milionach rowerów w Pekinie, dziś jej wizja pozostaje już tylko piękną metaforą.

Aktualizacja: 09.11.2017 16:34 Publikacja: 09.11.2017 12:05

Młodzi ze wszystkich stron świata

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Zamiast stłoczonego tłumu ubranych w szare mundurki ludzi, którzy zadziwiająco równocześnie napierają po zapaleniu się zielonego światła na pedały, słyszymy ryk samochodowych silników i toniemy w chmurze gryzącego dymu.

Tak, to wciąż te same liczby, ale gigantyczną armię pekińskich dwukołowców zastąpiła równie wielka armia samochodów. Czy jest ich 9 milionów? Tego nie wiem, ale specjalnie bym się nie zdziwił, bo mimo wyraźnego polepszenia komfortu podróżujących samo tempo przemieszczania się po chińskiej stolicy nie zmieniło się na lepsze. Po wielopasmowych autostradach i nowoczesnych estakadach ruch toczy się w tempie wędrówki ślimaka. To rzecz jasna bolesne, zwłaszcza kiedy komuś wyjątkowo zależy na czasie. Można ze złości rwać włosy z głowy, siarczyście kląć i wariować za kierownicą.

Niestety, nic się nie poradzi. Pekińczycy zresztą przyzwyczaili się do spóźnień, podobnie jak do faktu, że niekiedy z dnia na dzień znikają olbrzymie bloki albo całe dzielnice, by ustąpić miejsca nowoczesnym hotelom i centrom handlowym. Padają więc pod ciosami maszyn wielkie stalinowskie mrówkowce, w których rodziły się i wychowywały miliony lokalnych milenialsów.

Czy czują jakiś sentyment albo żal? Znów trudno mieć o tym pojęcie, bo ciężko cokolwiek wyczytać z oczu ludzi, którzy w metrze, pociągu czy autobusie nie odrywają się od ekranu smartfona, nerwowo przesuwając po nim palcem i poprawiając słuchawki. To pokolenie, które cyfrowe wykluczenie przodków zastąpiło wykluczeniem się ze świata realnego. Pokolenie ludzi, których namacalna rzeczywistość interesuje tylko wtedy, gdy nie można od niej uciec. Praca, jedzenie, krótki epizod rozmowy z kierowcą albo konduktorem w metrze i znów oczy wbite w ekran. Tam jest prawdziwe życie.

Ale i ono kosztuje. To zresztą wkurza ich najmocniej. Trzeba te pieniądze zdobyć, najszybciej jak się da, najprostszymi ścieżkami.

Egoiści – mówi się o nich w pokoleniu rodziców. Wybierają konsumpcję. Obce im są wielkie idee. Radość kolektywu. Chóralny śpiew podczas majowych manifestacji. Równy krok marszu śladami niedawnych idei. Czy to jeszcze komuniści? – pytają z obawą. Czy może już społeczeństwo gigantycznej globalnej konsumpcji. Wielkiego żarcia na planetarną skalę.

– Przynajmniej pracują – odpowiadam starzejącemu się Chińczykowi. – Nie ma w waszym świecie sprzeciwu wobec politycznej władzy, kwestionowania sensu cywilizacji, która daje wam chleb. To całkiem bezpieczna ścieżka ten konsumencki bunt młodych. Marzą o skuterze, iPhonie, własnym apartamencie. Macie wciąż wiek niewinności. Cieszcie się.

A europejscy milenialsi? Ci w przeciwieństwie do młodych Chińczyków mają bardziej wygórowane oczekiwania. Opluwają demokrację, bo nie dała im tego, co zdążyli wyrwać sobie ich rodzice. Są lepiej wykształceni, małpio zręczni w świecie technologii. Chowano ich w nadziei wielkiego awansu, a tu nagle przychodzi świadomość, że zamiast na sukces są skazani na walenie łbem o ścianę.

– Co z tym zrobić? Tylko bunt! – tłumaczą starsi koledzy z Syrizy, Podemosu i AfD. – Bunt, bunt!!! – wtórują zwariowani politycy w rodzaju Beppe Grillo czy Pawła Kukiza, a oni dają się na to nabierać. Podnoszą sztandary nowego, całkiem jakby nie było możliwości porozumienia ze starym, i idą zmieniać świat.

– Przynajmniej idą! – podpowiada podstarzały dziennikarz w Algierze. – U nas stoją pod ścianą w podrabianych ciuchach z logo Chelsea lub Arsenalu, Realu czy Barcelony. Chudzi jak szczapa, z wycyzelowaną fryzurką a la Neymar, czekają, aż skapnie im trochę tego splendoru, który widzą w zachodnich telewizjach. Nie garną się do pracy ani do polityki.

Czekają na śmierć rodziców i mają pretensje do swoich strupieszałych liderów, że nic się nie zmienia. Problem w tym, że prędzej zrobi się z tego wielki wybuch. I będziemy mieli znów skrwawione ulice i miliony uchodźców. I wielką wyrwę w naturalnej barierze, jaką dla reszty Afryki tworzą kraje Maghrebu. Czyż to nie będzie czas dla milenialsów z Nigerii i Konga, którzy już szykują się do drogi?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Zamiast stłoczonego tłumu ubranych w szare mundurki ludzi, którzy zadziwiająco równocześnie napierają po zapaleniu się zielonego światła na pedały, słyszymy ryk samochodowych silników i toniemy w chmurze gryzącego dymu.

Tak, to wciąż te same liczby, ale gigantyczną armię pekińskich dwukołowców zastąpiła równie wielka armia samochodów. Czy jest ich 9 milionów? Tego nie wiem, ale specjalnie bym się nie zdziwił, bo mimo wyraźnego polepszenia komfortu podróżujących samo tempo przemieszczania się po chińskiej stolicy nie zmieniło się na lepsze. Po wielopasmowych autostradach i nowoczesnych estakadach ruch toczy się w tempie wędrówki ślimaka. To rzecz jasna bolesne, zwłaszcza kiedy komuś wyjątkowo zależy na czasie. Można ze złości rwać włosy z głowy, siarczyście kląć i wariować za kierownicą.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów