Tomasz P. Terlikowski: Jak bardzo skażona jest natura ludzka

Jubileusz 500-lecia reformacji to dobry moment, by pośród ekumenicznej euforii uświadomić sobie, że wbrew nieustannie powtarzanym sloganom wciąż i niezmiennie bardzo wiele nas, chrześcijan, od siebie różni. I nie są to różnice drugorzędne, nieistotne, możliwe do pominięcia. Uświadomił mi to, po raz kolejny, czytany właśnie „Komentarz do Listu do Rzymian" Marcina Lutra.

Aktualizacja: 04.11.2017 20:13 Publikacja: 02.11.2017 23:01

Tomasz P. Terlikowski: Jak bardzo skażona jest natura ludzka

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Lektura to fascynująca, w wielu miejscach inspirująca, a jako że pochodząca jeszcze z katolickiego okresu życia reformatora, to również nieobca katolikowi. A jednak nawet w niej widać miejsca, w których luterska i katolicka teologia się rozchodzą. Rozejścia te zaś – w późniejszym okresie – rodzić będą doktrynalne już różnice.

Może najlepiej widać to – z mojego przynajmniej punktu widzenia – w antropologii. „Święci są jednocześnie grzesznikami" – wskazuje Luter. „Są sprawiedliwi, ponieważ wierzą w Chrystusa, którego sprawiedliwość ich okrywa i która jest im przypisana. Lecz są grzesznikami, ponieważ nie wypełniają zakonu i nadal mają grzeszne pragnienia" – uzupełnia. Słowa te, można powiedzieć, pozostają jednym z najistotniejszych elementów antropologii luterskiej. Co z nich wynika? Odpowiedź jest prosta: świętość, usprawiedliwienie zawsze znajduje się poza człowiekiem, jest wobec niego zewnętrzne. Natura ludzka jest na tyle skażona, na tyle zniszczona przez grzech, że niezdolna do przyjęcia świętości w siebie, jej uwewnętrznienia, przebóstwienia ludzkiej natury – jak ujęliby to teologowie wschodni. Upadła natura człowieka jest zniszczona tak bardzo, że w istocie niezdolna do przemiany, uświęcenia. Jedyne, co jej pozostaje, to przyjęcie zewnętrznego zawsze wobec niej usprawiedliwienia, przykrycie świętością jej własnej grzeszności.

Takie ujęcie jest, trzeba to powiedzieć wprost, nie do przyjęcia dla katolika. Grzech pierworodny pozostawił wprawdzie swoje skutki, ale nasza natura nie jest zniszczona tak bardzo, byśmy nie mogli – w oparciu o Bożą łaskę – uświęcać się, przemieniać natury, podlegać przebóstwieniu. Zbawienie, świętość nie jest w takim myśleniu czymś zewnętrznym, ale czymś, co dzieje się wewnątrz człowieka, dotyka jego najbardziej intymnych sfer. Świętość nie jest czymś, co nas okrywa i przykrywa naszą grzeszność, nie jest czymś zewnętrznym, ale pozostaje prawdziwą naszą naturą, którą trzeba odbudować.

Antropologiczna różnica, na którą wskazałem, dotyka jednak nie tylko rozumienia grzechu czy usprawiedliwienia, ale także sakramentów. Luteranie, przynajmniej ci wierni Lutrowi i własnej wyznaniowej tradycji, uznają, że podczas nabożeństwa dochodzi do konsubstancjacji. W komunii świętej obecny jest realnie zarówno Chrystus, jak i substancja chleba i wina. Nie ma tu jednak mowy, jak w Kościele katolickim, o zastąpieniu substancji chleba i wina substancjalną obecnością Ciała Chrystusa (przy zachowaniu przypadłości, cech chleba i wina), ale i swoistej współobecności jednego i drugiego.

Trudno w takim myśleniu nie dostrzec skutków takiej a nie innej antropologii. Katolicy są głęboko przekonani, że materialność, cielesność jest otwarta na przenikanie Bożej mocy, otwarta na przebóstwienie, jest, można powiedzieć, eucharystyczna. Inaczej niemożliwe byłoby przemienienie substancji materialnej, i to tak codziennej jak chleb czy wino, w Ciało i Krew. Luteranie, także w tej kwestii, zachowują przekonanie o głębokim zniszczeniu nie tylko natury ludzkiej, ale i natury świata. I analogicznie do rozumienia świętości (która jest zewnętrzna wobec grzesznej natury człowieka) rozumieją Eucharystię, w której realna obecność jest w pewnym sensie zewnętrzna wobec rzeczywistości chleba i wina. Nie ma tu mowy, inaczej niż w przypadku Kościoła katolickiego, o przemienieniu, a jedynie o współobecności.

Mam świadomość, że dla wielu czytelników te rozważania przypominają trochę debaty scholastyków na temat liczby aniołów, które mieszczą się na łebku od szpilki, ale... wbrew temu, co może się wydawać, zarówno rozumienie świętości, usprawiedliwienia, jak i Eucharystii ma potężne znaczenie dla życia społecznego czy moralności. O rozumieniu Kościoła nie wspominając.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Lektura to fascynująca, w wielu miejscach inspirująca, a jako że pochodząca jeszcze z katolickiego okresu życia reformatora, to również nieobca katolikowi. A jednak nawet w niej widać miejsca, w których luterska i katolicka teologia się rozchodzą. Rozejścia te zaś – w późniejszym okresie – rodzić będą doktrynalne już różnice.

Może najlepiej widać to – z mojego przynajmniej punktu widzenia – w antropologii. „Święci są jednocześnie grzesznikami" – wskazuje Luter. „Są sprawiedliwi, ponieważ wierzą w Chrystusa, którego sprawiedliwość ich okrywa i która jest im przypisana. Lecz są grzesznikami, ponieważ nie wypełniają zakonu i nadal mają grzeszne pragnienia" – uzupełnia. Słowa te, można powiedzieć, pozostają jednym z najistotniejszych elementów antropologii luterskiej. Co z nich wynika? Odpowiedź jest prosta: świętość, usprawiedliwienie zawsze znajduje się poza człowiekiem, jest wobec niego zewnętrzne. Natura ludzka jest na tyle skażona, na tyle zniszczona przez grzech, że niezdolna do przyjęcia świętości w siebie, jej uwewnętrznienia, przebóstwienia ludzkiej natury – jak ujęliby to teologowie wschodni. Upadła natura człowieka jest zniszczona tak bardzo, że w istocie niezdolna do przemiany, uświęcenia. Jedyne, co jej pozostaje, to przyjęcie zewnętrznego zawsze wobec niej usprawiedliwienia, przykrycie świętością jej własnej grzeszności.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia