Rz: Na ile powszechnym marzeniem Polaków jest własny dom z ogródkiem, choćby mały segment w jakiejś obrzeżnej dzielnicy? Czy to prawda, że wszyscy pochodzimy ze wsi i po prostu źle się czujemy w mieście?
Wojciech Burszta, antropolog kultury: Rzeczywiście, jesteśmy społeczeństwem, które w ogromnej większości wywodzi się ze wsi. Z tego jednak w jednoznaczny sposób nie wynika żaden konkretny wzór osiedlania się. Zobaczmy, że dla ogromnej części Polaków nadal oczywistym awansem społecznym, klasowym są przenosiny do wielkiego miasta, a w dalszej kolejności zajęcie w tym mieście takiej pozycji, która wiąże się z aspiracjami do klasy średniej. Jednocześnie widać, jak wieś wyrobiła w nas bardzo silne przywiązanie do własności. W odróżnieniu od wielu społeczeństw europejskich dość powszechnie dążymy do tego, by mieszkania i domy posiadać, a nie wynajmować.
40-letnie kredyty i wielki rynek mieszkań na sprzedaż to nasz narodowy, wiejski charakter?
Tak, to bezpośrednio wiąże się właśnie z naszą chłopskością. Oczywiście w gospodarce folwarczno-pańszczyźnianej chłopi wcale nie mieli ziemi na własność, ale jednak to ziemia była w ich życiu zdecydowanie najważniejsza; chłopi byli bardzo do niej przywiązani. Do dziś przetrwało to przekonanie, że ziemia – teraz raczej własność – jest podstawą życia rodzinnego, ostoją naszej niezależności. Takiego bezpieczeństwa nie daje nam wynajęte mieszkanie. To chłopski sposób myślenia: nikt mi tego mieszkania nie zabierze, a po mojej śmierci pozostanie w rodzinie.
A jak to się ma do naszej skłonności do migracji? Co najmniej od połowy XIX wieku osiedlamy się na całym świecie; w ostatniej dekadzie milion Polaków wyjechało do samej Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że dość łatwo potrafimy tę własność porzucić...