Szczepkowska: Chodźcie z nami

Musimy nauczyć się żyć razem jak bracia, jeśli nie chcemy zginąć razem jak szaleńcy". Tak powiedział Martin Luther King w 1964 roku.

Aktualizacja: 22.10.2016 11:19 Publikacja: 20.10.2016 12:43

Joanna Szczepkowska

Joanna Szczepkowska

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

To zdanie należałoby chyba dzisiaj wykuć na każdym naszym domu. Ale jak nauczyć się żyć razem, skoro zasadą demokracji jest otwarta różnica zdań?

W naszym wypadku ta różnica rozpina się między pojęciem diabła i pojęciem praw człowieka. Między pojęciem zdrady i pojęciem patriotyzmu. Między rozhuśtaną obyczajowością i bezdusznym ostracyzmem. Potrzebny, coraz bardziej potrzebny jest ktoś, kto będzie w stanie zrozumieć i wypośrodkować te postawy.

Niedawno zostałam zaproszona na konferencję, która inauguruje działalność Fundacji Służby Rzeczypospolitej. Wśród mówców znaleźli się tacy ludzie, jak prof. Irena Lipowicz, ojciec Maciej Zięba, prof. Andrzej Zoll. Słuchając, miałam wrażenie, że jestem właśnie w takim środowisku, które może mieć siłę równoważącą skrajności. Wielu mówców powoływało się na słowa Jana Pawła, podkreślając konieczność wprowadzenia ich w życie. Oczywiste jest, że zgromadzeni w nowej Fundacji nie sprzyjają obecnej władzy, że powodem spotkania jest stworzenie zalążka opozycji, która opiera się na ludziach doświadczonych. Podstawą jest tu myśl chrześcijańska i przede wszystkim miłość bliźniego. W swoim znakomitym przemówieniu prof. Irena Lipowicz przywoływała solidarnościowe okrzyki „chodźcie z nami" – przypominając, że w tym zaproszeniu nie było różnicowania ludzi na partyjnych i bezpartyjnych, na wierzących i niewierzących.

Wtedy chodziło o to, żeby się połączyć w jedną siłę. Potem niewiele z tego połączenia wyszło, bo zdominowały nas prawa rynku i filozofia „ kup, bo jesteś tego wart", czyli filozofia egocentryzmu. Pisząc „zdominowały", nie mam na myśli tylko klientów sklepów, ale także media, które kreowały bohaterów i idoli na tę właśnie modłę. Ludzie, których praca wynikała w dalszym ciągu z hasła „chodźcie z nami", a więc prawdziwi samorządowcy, prawdziwi wolontariusze czy założyciele organizacji pozarządowych pozostali w cieniu, wykonując swoją mrówczą pracę jakby poza obiegiem. Media nie kreowały mody na pomoc, na współpracę, na poświęcenie dla drugiego – cały wysiłek szedł na rywalizację, na jedzenie i inne zaspokajanie własnych zmysłów.

Tak zwani ludzie dobrej woli, których w Polsce jest naprawdę wielu, nie mają żadnych szans, żeby stać się powszechnie znanymi autorytetami. Kiedyś w czasie jednej z moich podróży PKS-em poznałam człowieka, który zajmuje się problemem alkoholizmu w swoim regionie. Wyszukuje, podchodzi, pomaga się podnieść z nałogu. Wielu poznałam takich jak on, wiele też pozarządowych organizacji, które są, działają, ale jakby nie wpływały na ducha narodowego. I jeśli dobrze rozumiem intencje nowo powstałej fundacji, taki właśnie miałby być jej cel. Wyjście z podziemia ludzi dobrej woli. Rozwinięcie instynktu pomocy, zamiast instynktu dorabiania się. Przypomnienie takiego zjawiska jak wyrzeczenie się dóbr w imię wsparcia słabszego. Inaczej mówiąc – powrót pracy u podstaw.

Czy to się może jeszcze udać? Czy rację bytu może mieć tylko tłum przeciw tłumowi, gorące przemówienia i hasła? Rozchodzimy się potem do domów i niewiele z tego zostaje oprócz poglądów na obecną władzę. Nawet jeśli uda się ją obalić, powrót do tamtej egoistycznej obyczajowości wydaje się najgorszą z dróg. Nowe pokolenie najwyraźniej „ma dość" nachalnej konsumpcji, potrzebuje nowej duchowości, potrzebuje jakiejś prawdy. Dlatego tak ważne jest odnowienie społecznej myśli, odnowienie tej właśnie pracy u podstaw.

Oczywiście, nie wystarczą same najpiękniejsze nawet przemówienia. Jak można się przydać? – zapytałam prowadzących w przerwie spotkania. Na razie nie dostałam odpowiedzi, co zrozumiałe w pierwszych dniach, a może nawet godzinach powstania Fundacji. Mam wielką nadzieję, że na przemówieniach się nie skończy. Wierzę, że nowo powstała Fundacja wcieli w życie to, co zakłada, że skutecznie zawoła: „chodźcie z nami".

Bo nie idzie tylko o walkę z władzą, jaka jest, ale o jakość nowej rzeczywistości. Z wielka ulgą wysłuchałam opozycji, która powołuje się na nasze tradycje, przywołuje przykład Armii Krajowej bez „odbrązawiania" czy „ antybohaterszczyzny". Nie było żadnego ideologizowania, była tylko zachęta do dobrej woli i związanych z nią wyrzeczeń. I kiedy słuchałam tych przemówień, przypominały mi się właśnie tamte słowa Lutra Kinga: Musimy nauczyć się żyć razem jak bracia, jeśli nie chcemy zginąć razem jak szaleńcy.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

To zdanie należałoby chyba dzisiaj wykuć na każdym naszym domu. Ale jak nauczyć się żyć razem, skoro zasadą demokracji jest otwarta różnica zdań?

W naszym wypadku ta różnica rozpina się między pojęciem diabła i pojęciem praw człowieka. Między pojęciem zdrady i pojęciem patriotyzmu. Między rozhuśtaną obyczajowością i bezdusznym ostracyzmem. Potrzebny, coraz bardziej potrzebny jest ktoś, kto będzie w stanie zrozumieć i wypośrodkować te postawy.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu