Jedzenie w Azji Centralnej jest jednym z ważniejszych punktów życia. Najlepiej zjeść u ludzi, zobaczyć ich kuchnie i zwyczaje kulinarne. Zaczynam od wsi. Jak w Polsce liczę, że swoje dadzą, takie najlepsze. Jak tu się mówi: Bez chiemikow, czyli ekologiczne. Jedziemy do wsi toyotą goriec Melisa. Potem się dowiaduję, że tak tu nazywają popularny model highlandera – po prostu „toyota góral". Rzeczywiście przydaje się na tutejszych bezdrożach.
Wioska znajduje się w Dolinie Ałajskiej, jednym z najpiękniejszych miejsc Azji Centralnej. Droga do Piku Lenina, ponad 7 tysięcy metrów n.p.m. Wyjeżdżamy z Osz i już po półgodzinie mieszają się ze sobą dwa rodzaje górskiego krajobrazu: łagodne zbocza, przypominające bieszczadzkie połoniny, i panujące nad nimi zaśnieżone skalne siedmiotysięczniki. Politycznie ta dolina to punkt zapalny: pogranicze Tadżykistanu, Kirgistanu i Uzbekistanu. Jadąc na południowy zachód, dojedziesz do granicy z Tadżykistanem. Obecnie zamkniętej. A na wschód – do chińskiej. Droga do Chin otwarta, przejeżdżają nią chińskie tiry. A także bazarowcy z Osz z tańszymi materiałami i jedzeniem. Szybko i tanio. Wciąż opłaca się przywozić jakiś procent żywności z Chin. Przez granicę przejechać niełatwo. Celnicy sprawdzają każdego szczegółowo. Nie tyle towar, ile jego portfel. Ile może dać. Jeśli masz czegoś więcej, bez łapówy się nie obędzie.
Dolina Ałajska jest fenomenem przyrodniczym. To najpiękniejsze miejsce w Azji Centralnej. Płynie przez nią Czerwona Rzeka, tutejsi tak ją nazywają, to od koloru skał. Czerwieni tej okolicy dodają jeszcze pomniki, relikty dawnego systemu. Mijamy czterometrowy posąg żołnierza wojsk pogranicza. W ZSRR to była jedna z najważniejszych formacji. W Rosji i państwach ościennych, także w Kirgistanie, pozostaje taką do dziś. Wiadomo, strzegą przed szpionami i innym elementem próbującym przedostać się do kraju. (Ten system zawsze cechowała mania ochrony granic). Na okolicznych wzgórzach miejscowi wypasają barany, czasem też kozy. Wokół nie ma żadnego drzewa, a między skałami mieszkają niedźwiedzie i wilki. Ciekaw jestem, gdzie one się chowają. Powietrze przeźroczyste. Przy dobrej widoczności wypasające się na wzgórzach zwierzęta dostrzeżesz z odległości kilkunastu kilometrów.
Dolina kształtuje życie jej mieszkańców. Od wiosny do jesieni pasterze są w górach. To zresztą nic specjalnego dla Kirgiza: siedzieć w górach, wstawać ze słońcem i z nim kłaść się spać. Jeździ się nie tyle konno, ile na osłach. Osioł jest bardziej wytrzymały. Tradycyjne jurty z fotografii w przewodnikach Lonely Planet zastąpiły małe radzieckie namioty wojskowe. Niemal każdy pasterz ma komórkę. Najczęściej Nokię 9937. Taką „góralkę" bez gadżetów. Ale istota tego życia pozostała bez zmian. Na wiosnę wychodzi się w góry i tam się żyje. Tam jest miejsce pasterza.
Dojeżdżamy do wsi Tałdyk. Mam szczęście, przybywam tutaj późnym marcem, sezon wypasu jeszcze się nie rozpoczął – trwają właśnie przygotowania do wyjścia w góry, zaraz po zejściu śniegów – zastaję więc w domu wszystkich mieszkańców. Przy kiosku wielobranżowym, zaopatrzonym we wszystko co niezbędne, powierzchnia 2 metry na 2 metry, witamy się ze starszyzną wsi. Jeden z nich będzie naszym gospodarzem. Jest miło, starsi są ciekawi gości, otrzymujemy kilka zaproszeń, trzeba wybierać.