Esej o zapomnianym nauczaniu Jana Pawła II, które zamieniono na kapliczkowy kult

Czy Polacy wciąż jeszcze są katolikami? Jak to możliwe, że w kraju, w którym ponad 90 proc. obywateli deklaruje się jako katolicy, niemal 50 proc. badanych uważa, iż handel w niedzielę powinien pozostać? Czyżby zapomnieli, że trzecie przykazanie Dekalogu mówi o tym, by „dzień święty święcić"?

Aktualizacja: 23.10.2016 18:53 Publikacja: 20.10.2016 14:00

Polsko, ojczyzno moja: Papież w PRL, czerwiec 1979

Polsko, ojczyzno moja: Papież w PRL, czerwiec 1979

Foto: LEEMAGE/AFP

Sformułowanie, które pojawiło się w tytule tego tekstu, coraz częściej pojawia się w debacie publicznej – także na arenie międzynarodowej. Bodaj jako pierwszy odważnie powiedział o tym przed dwoma laty prof. Stanisław Grygiel, jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II. Całkiem niedawno – w kontekście nauki papieża o rodzinie – podobnego sformułowania użył też abp Henryk Hoser.

Z kolei Andrea Tornielli, jeden z najbardziej znanych włoskich watykanistów, w maju – tuż przed wizytą premier Beaty Szydło w Watykanie – stwierdził, że zamykając się na uchodźców, Polska grzebie dziedzictwo swojego papieża. „Biskupi i teolodzy czerpią pełnymi garściami z dokumentów świętego Jana Pawła II na temat rodziny, ale jest duża część nauczania, która popadła w zapomnienie, przede wszystkim w jego ojczyźnie" – pisał watykanista.

Zupełnie inaczej mówi Janusz Kotański, ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej. „Jakże moglibyśmy kiedykolwiek zapomnieć o nauczaniu św. Jana Pawła II i zdradzić jego słowa?" – tak Kotański odpowiedział w lipcu na pytanie Torniellego o to, czy nasz kraj pozostanie wierny wartościom chrześcijańskim.

A jednak ambasador nie ma racji. Mają ją prof. Grygiel, abp Hoser, Tornielli i wiele, wiele innych osób. Polacy zdradzili Jana Pawła II. Nie raz, nie dwa. Można wręcz powiedzieć, że zdradzają go codziennie. Polski papież – nasz papież, jak określaliśmy go przez całe lata – stawiał nam konkretne wymagania. Nie brał ich z powietrza, lecz przypominał nauczanie Kościoła. I w szerszym kontekście zdrada papieża jest w istocie zdradą Kościoła, zdradą Chrystusa.

W czasie swoich ośmiu pielgrzymek do ojczyzny Jan Paweł II wygłosił dziesiątki, a może nawet setki przemówień. Zachwycaliśmy się nimi, przerywaliśmy oklaskami, analizowaliśmy. I nic. Papież wyjeżdżał i można było odetchnąć z ulgą. Pogadał, pogadał, a my i tak zrobimy swoje. Co nam zostało po papieskich wizytach, jakie słowa z jego przemówień zapamiętaliśmy?

Papieżowi coś się pomyliło...

Z całą pewnością słynne wołanie z placu Zwycięstwa w Warszawie z roku 1979, gdy papież prosił, by zstąpił Duch i odnowił oblicze ziemi. Polskiej ziemi. Cóż prócz tego? Mszę ze Starego Sącza, gdy wspominał swoje górskie wędrówki? Sentymentalny rejs po jeziorze Wigry? Wzruszające spotkanie w Wadowicach, gdy mówił o kremówkach? Spotkania z młodzieżą w słynnym oknie przy Franciszkańskiej 3? Nic więcej.

Prawdą jest, że pielęgnujemy pamięć o papieżu. W każdym polskim kościele wisi jego wizerunek. Niemal we wszystkich miastach jest ulica jego imienia, setki pomników, pamiątkowych tablic. Ale jego nauczanie zwyczajnie pogrzebaliśmy. Co z tego, że powstają instytuty Jana Pawła II, a na wydziałach teologicznych zgłębiana jest myśl polskiego papieża, skoro nie korzystamy z niej w codziennym życiu?

Całkiem niedawno w wywiadzie dla „Plusa Minusa" mówił o tym bardzo wyraźnie długoletni papieski sekretarz, kardynał Stanisław Dziwisz: „Mamy się czym inspirować i od nas zależy, czy z tego daru skorzystamy. Nie zawsze korzystamy. Niejednokrotnie w naszym życiu społecznym i politycznym przeważa partyjna, ciasna mentalność, niemająca wiele wspólnego z troską o dobro wspólne. (...) Za mało czerpiemy z nauki społecznej Kościoła, do której Jan Paweł II wniósł poważny wkład" – stwierdził metropolita krakowski.

To, co się dzieje teraz – w roku 2016 – w naszym kraju, do złudzenia przypomina to, co się działo w roku 1991. Wtedy – podobnie jak dziś – rozgorzała ostra debata nad przyszłością naszego kraju. W odradzającej się po wielu latach zniewolenia komunistycznego demokracji spieraliśmy się o wizję państwa. Kłóciliśmy o rolę, jaką w nowym państwie powinien odgrywać Kościół, ścieraliśmy się o lekcje religii w szkołach, aborcję. Kopaliśmy rowy, w które dziś wpadamy.

Nie jest prawdą, że podział Polski, którego jesteśmy teraz świadkami, zaczął się w 2005 roku, po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, a pogłębił pięć lat później, po katastrofie smoleńskiej. Ten podział zaczął się u progu naszej niepodległości. Już wtedy Polska i Polacy podzielili się na dwa obozy. Trwa to do dziś. Tematy te same, politycy właściwie ci sami – tyle tylko, że o 25 lat starsi. Tylko podział jakby głębszy.

W czerwcu 1991 roku przyjechał do Polski papież. Nasz rodak. Człowiek, w którym pokładaliśmy nadzieję. Człowiek, który przyczynił się do tego, że mur między Zachodem a Wschodem runął. Stanął przed nami i już na lotnisku w Zegrzu Pomorskim zaskoczył, bo powtórzył te same słowa, które w czerwcu 1979 roku padły na ówczesnym placu Zwycięstwa w Warszawie: „Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi ziemię. Niech odnowi! Bardzo potrzebuje odnowy ta ziemia: odnowy w mocy Ducha Prawdy, albowiem »Duch [sam] przychodzi z pomocą naszej słabości«".

Większość pukała się w czoła. Mówiono, że papieżowi coś się pomyliło, bo przecież Duch już zstąpił i odnowił. Polska wyzwoliła się z trwającej prawie pół wieku niewoli. Jak Feniks z popiołów narodził się nowy kraj. Papież się myli – mówiono. Zamiast cieszyć się z odzyskanej wolności, zaczyna moralizować. To właśnie owo dobre samopoczucie i przekonanie, że od teraz będzie już lepiej, niż było, spowodowało, że Polacy popadli w nowe zniewolenie.

Państwo, z którego wyrzucono Boga

Jan Paweł II był prorokiem. Doskonale widział, że zaczynamy popadać w skrajności, i dlatego motywem przewodnim tamtej pielgrzymki uczynił Dekalog, zaczynający się od słów: „Jam jest Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli".

Trudno nie dopatrzyć się w tym analogii z Polską. Podczas homilii w Koszalinie Jan Paweł II przypomniał wszystkie dziesięć przykazań i zakończył: „Oto Dekalog: dziesięć słów. Od tych dziesięciu prostych słów zależy przyszłość człowieka i społeczeństw. Przyszłość narodu, państwa, Europy, świata".

W kolejnych dniach rozwijał poszczególne zapisy Dekalogu. Mówiąc w Lubaczowie o trzecim przykazaniu, stwierdzał, że nie dotyczy ono tylko „jednego dnia w tygodniu". Zwracał uwagę, że odnosi się ono do całego ludzkiego życia. „W tym naszym ludzkim życiu nieodzowny jest wymiar świętości. Jest on nieodzowny dla człowieka, ażeby bardziej »był« – ażeby pełniej realizował swe człowieczeństwo. I nieodzowny jest dla narodów i społeczeństw" – mówił papież. A odnosząc się do aktualnego wówczas tematu neutralności światopoglądowej, stwierdzał, że jest to postulat słuszny, bo państwo powinno chronić „wolność sumienia i wyznania wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię lub światopogląd oni wyznają".

Jednak „postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością". Apelował też do rządzących, o to, by w dyskusji o kształcie państwa uwzględnić punkt widzenia katolików, bo wielu „czułoby się nieswojo w państwie, z którego struktur wyrzucono by Boga, a to pod pozorem światopoglądowej neutralności".

W Kielcach rozważał przykazanie czwarte o konieczności oddawania należnej czci ojcu i matce. „Ale żeby dzieci mogły czcić swoich rodziców, muszą być uważane i przyjmowane jako dar Boga. Tak, każde dziecko jest darem Boga. Dar to trudny niekiedy do przyjęcia, ale zawsze dar bezcenny" – tłumaczył i pytał o to, czy „wolno lekkomyślnie narażać polskie rodziny na dalsze zniszczenie".

„Nie można tutaj mówić o wolności człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania do wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać społeczeństwo, naród, wszystkie dziedziny jego życia, ale nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia. Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III Rzeczypospolitej!" – wołał.

„Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!" – wzywał Jan Paweł II.

W Radomiu nawiązywał do przykazania piątego. Przytaczając przykład II wojny światowej stwierdzał, że ogromna część Europy stała się „grobem ludzi niewinnych, ofiar zbrodni". Ale „do tego cmentarzyska ofiar ludzkiego okrucieństwa w naszym stuleciu dołącza się inny jeszcze wielki cmentarz: cmentarz nienarodzonych, cmentarz bezbronnych, których twarzy nie poznała nawet własna matka, godząc się lub ulegając presji, aby zabrano im życie, zanim jeszcze się narodzą. A przecież już miały to życie, już były poczęte, rozwijały się pod sercem swych matek, nie przeczuwając śmiertelnego zagrożenia".

„Korzeń dramatu – jakże bywa on rozległy i zróżnicowany" – mówił papież. „Jednakże pozostaje i tutaj ta ludzka instancja, te grupy, czasem grupy nacisku, te ciała ustawodawcze, które »legalizują« pozbawienie życia człowieka nienarodzonego. Czy jest taka ludzka instancja, czy jest taki parlament, który ma prawo zalegalizować zabójstwo niewinnej i bezbronnej ludzkiej istoty? Kto ma prawo powiedzieć: »Wolno zabijać«, nawet: »Trzeba zabijać«, tam gdzie trzeba najbardziej chronić i pomagać życiu?" – pytał.

Z kolei w Białymstoku wyjaśniał, że przykazanie „Nie kradnij" w istocie „uwydatnia prawo osoby ludzkiej do posiadania rzeczy jako dóbr". Nawiązywał przy tym do odradzającej się gospodarki i kłopotów związanych z transformacją. „Obyśmy tylko w swoich dążeniach do ukształtowania nowej gospodarki, nowych układów ekonomicznych nie próbowali iść drogami na skróty, z pominięciem drogowskazów moralnych" – mówił, dodając, że reformując kraj, trzeba skrupulatnie przestrzegać zasad sprawiedliwości; liczyć się nie tylko z interesem własnym, ale też z interesem społecznym; troszczyć się o najuboższych i najbardziej potrzebujących.

Homilię w Olsztynie papież poświęcił ósmemu przykazaniu: „Nie mów fałszywego świadectwa". Zauważał, że w Polsce nie ma już cenzury i każdy może swoje poglądy prezentować publicznie. Ale „niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych – dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje – może właśnie błędne – stanowisko".

We Włocławku ostrzegał, by Polacy nie dali się „uwikłać całej tej cywilizacji pożądania i użycia, która panoszy się wśród nas i nadaje sobie nazwę europejskości, panoszy się wśród nas, korzystając z różnych środków przekazu i uwodzenia. Czy jest to cywilizacja czy raczej antycywilizacja? Kultura czy raczej antykultura? Tu trzeba wrócić do elementarnych rozróżnień. Przecież kulturą jest to, co czyni człowieka bardziej człowiekiem. Nie to, co tylko »zużywa« jego człowieczeństwo".

W Płocku ponownie nawiązywał do reform gospodarczych w kraju. Wyjaśniał, że przykazanie „Nie pożądaj żadnej rzeczy twojego bliźniego" nabiera w ich obliczu szczególnego znaczenia. „(...) nigdy nie zapominajmy o tym, drodzy bracia i siostry, że pieniądz, bogactwo i różne wygody tego świata przemijają, a zatem nie mogą być naszym celem ostatecznym. Osoba ludzka jest ważniejsza niż rzeczy, a dusza jest ważniejsza niż ciało, toteż nigdy i nikomu nie wolno dążyć do dóbr materialnych z pogwałceniem prawa moralnego, z pogwałceniem praw drugiego człowieka. (...) Nie osiągniemy szczęścia ani nawet zwyczajnej stabilizacji, nie licząc się z prawem Bożym. (...) Słyszałem wielokrotnie, także i podczas tego pielgrzymowania po Polsce, słowa: »Trudna jest ta wolność, którą mamy«. Wolność jest trudna. Wolność jest trudna, trzeba się jej uczyć, trzeba się uczyć być prawdziwie wolnym, trzeba się uczyć być wolnym tak, ażeby nasza wolność nie stawała się naszą własną niewolą, zniewoleniem wewnętrznym, ani też nie stawała się przyczyną zniewolenia innych".

Środki przekazu i uwodzenia

I na koniec w Warszawie: „Egzamin w przeszłości był trudny. Zdawaliśmy go, a wynik ogólny niósł nam uznanie. Potwierdziliśmy się. Jednakże w tym miejscu nie można się zatrzymać. Egzamin z naszej wolności jest przed nami. Wolności nie można tylko posiadać. Trzeba ją stale, stale, stale zdobywać. (...) Nasza Ojczyzna znalazła się znowu w szczególnym momencie historycznym, momencie pod wieloma względami jedynym i może decydującym, którego nie można zmarnować dla jakichkolwiek racji. (...) Przeżywam wspólnie z wami trudności, które są nowe i często nieoczekiwane. Trudności, które są w nas, w każdym z nas i we wszystkich. Drodzy bracia i siostry, ja jestem jednym z was. Byłem stale, na różnych etapach, i jestem teraz. Ja kocham mój naród, nie były mi obojętne jego cierpienia, ograniczenia suwerenności i ucisk – a teraz nie jest mi obojętna ta nowa próba wolności, przed którą wszyscy stoimy. (...) Jeszcze raz przypominam: plac Zwycięstwa, rok 1979, to wołanie młodego jeszcze wtedy papieża (...): »Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!« Tej ziemi, tej polskiej ziemi, tej europejskiej ziemi, tej całej ziemi! »Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi!« Nie przestaję ufać Duchowi Świętemu. (...) Wierzę i ufam: sam go dokona. Wy nie przeszkadzajcie Mu, współpracujcie z Nim, bo jesteśmy wszyscy powołani, aby stawać się współpracownikami Boga".

Jad w narodzie

Przypominam te cytaty, bo dziś, po 25 latach, które minęły od tamtej pielgrzymki, widać wyraźnie, że zdrada Jana Pawła II nastąpiła. Ale trzeba zadać sobie także inne, być może ważniejsze, pytania. Czy Polacy wciąż jeszcze są katolikami? A jeśli tak, to jaka jest nasza wiara? W kraju, w którym ponad 90 proc. obywateli twierdzi, że jest wyznania katolickiego, ponad 70 proc. deklaruje, że przynajmniej raz w tygodniu się modli, a nieco ponad 40 proc. regularnie praktykuje, całkiem serio dyskutujemy o tym, czy niedziela powinna być dniem wolnym od pracy! Niemal 50 proc. badanych przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej" twierdzi, że handel w niedzielę powinien pozostać. Czyżby zapomnieli, że trzecie przykazanie Dekalogu mówi o tym, by „dzień święty święcić"?

Jeżeli Polacy coraz częściej decydują się na oddanie rodziców i krewnych w podeszłym wieku do domów opieki, to czy nie jest to wystąpienie przeciw czwartemu przykazaniu: „Czcij ojca swego i matkę swoją". Jako wystąpienie przeciwko temu przykazaniu trzeba też traktować wszelkie przejawy szowinizmu, ksenofobii i ślepego nacjonalizmu, dla których wspólnym mianownikiem jest nienawiść do obcych. A przecież ojczyzna to nasza matka i prawdziwa miłość do niej, jak w 1972 roku pisali polscy biskupi, „łączy się z głębokim szacunkiem dla wszystkiego, co stanowi o wartości innych narodów (...), wyklucza nienawiść, bo nienawiść to siła rozkładowa".

Skoro większość z nas akceptuje obecny stan prawny dopuszczający dokonanie aborcji w kilku określonych przypadkach, to znaczy, że nie traktujemy serio piątego przykazania. Jeśli od lat rośnie liczba tzw. małżeństw powtórnych, w których co najmniej jedna osoba jest rozwiedziona, to jest to oznaką lekceważenia kolejnego z przykazań: „Nie cudzołóż"! To nie jest fikcja. Takie są fakty potwierdzone rozlicznymi badaniami sondażowymi oraz statystykami Głównego Urzędu Statystycznego i Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.

Idźmy jednak dalej. Jeśli na lewo i prawo słyszymy, że musimy walczyć z nienawiścią, bo nie może być aż tak dużo jadu w narodzie, a jednocześnie jako tego, który za tę nienawiść odpowiada, wskazujemy drugiego człowieka i nie widzimy „belki w swoim oku", to znaczy, że coś jest nie w porządku ze zrozumieniem przykazania miłości bliźniego.

Posługując się stwierdzeniem o. Macieja Zięby: powoli przeobrażamy się w Tutsi i Hutu i wkrótce wzajemnie się pozabijamy. Tak, to prawda – mamy w Polsce do czynienia ze ścieraniem się dwóch wizji świata. To nic nowego, bo człowiek nieustannie żyje w dwubiegunowym napięciu. Ale te dwie wizje świata wcale nie muszą się zwalczać. Papież Franciszek mówi dziś, że „jedność jest ważniejsza niż konflikt".Ideał widzi w wielościanie, w którym wszystkie części mają wpływ na całość. Każda się liczy, jest ważna – nawet ta, która błądzi.

Problem w tym, że trudno nam wznieść się ponad uprzedzenia i te prawdy dostrzec. Trudno nam nawiązać dialog z drugim człowiekiem. Przyczyn tego stanu zapewne jest wiele. Ale jest jedna, najważniejsza: dla wielu z nas Dekalog to tylko jedna z wielu formułek, które trzeba było zapamiętać na egzamin przed Pierwszą Komunią Świętą. A teraz każdy wierzy po swojemu.

W piersi winniśmy bić się wszyscy: biskupi, dziennikarze, politycy i zjadacze chleba. Oszołomieni wolnością nie zauważyliśmy, że znaleźliśmy się w niewoli. Dokładnie tak, jak przewidywał to Jan Paweł II!

W 1958 roku młody ksiądz Joseph Ratzinger – późniejszy papież Benedykt XVI – napisał artykuł „Neopoganie i Kościół". Pisał w nim tak: „Wizerunek Kościoła nowożytności w istotny sposób kształtuje fakt, że w zupełnie nieprzewidywalny sposób stał się on Kościołem pogan i proces ten postępuje. Dzieje się tak nie jak dawniej, kiedy to doszło do powstania Kościoła z pogan, którzy stali się chrześcijanami, lecz Kościoła pogan, którzy zwą się jeszcze chrześcijanami, ale w rzeczywistości są poganami. (...) Mamy do czynienia z pogaństwem w Kościele oraz z Kościołem, w którego sercu krzewi się pogaństwo".

Prawie pół wieku po napisaniu tych słów wciąż są one aktualne. Trzeba je wprawdzie odczytywać w kontekście całego Kościoła, ale Polacy stanowią w nim – przynajmniej w Europie – istotną część.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Sformułowanie, które pojawiło się w tytule tego tekstu, coraz częściej pojawia się w debacie publicznej – także na arenie międzynarodowej. Bodaj jako pierwszy odważnie powiedział o tym przed dwoma laty prof. Stanisław Grygiel, jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II. Całkiem niedawno – w kontekście nauki papieża o rodzinie – podobnego sformułowania użył też abp Henryk Hoser.

Z kolei Andrea Tornielli, jeden z najbardziej znanych włoskich watykanistów, w maju – tuż przed wizytą premier Beaty Szydło w Watykanie – stwierdził, że zamykając się na uchodźców, Polska grzebie dziedzictwo swojego papieża. „Biskupi i teolodzy czerpią pełnymi garściami z dokumentów świętego Jana Pawła II na temat rodziny, ale jest duża część nauczania, która popadła w zapomnienie, przede wszystkim w jego ojczyźnie" – pisał watykanista.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki