6 grudnia 1917 roku, tuż po wybuchu rewolucji bolszewickiej, Finowie ogłosili niepodległość i rozpoczęli budowę własnego państwa, z którego dziś są niezwykle dumni. Jubileusz ten potraktowali jednak nie tylko jako okazję do świętowania, ale również do refleksji i podjęcia próby odpowiedzi na pytania: kim jesteśmy, co sprawia, że jesteśmy Finami, że chcemy być razem, jako naród. Gdy byłem tydzień temu w Helsinkach, o idei obchodów opowiadał mi Pekka Timonen, sekretarz generalny komitetu stulecia niepodległości.

Przede więc wszystkim Finowie uznali, że obchody trzeba skoncentrować nie na historycznych rekonstrukcjach, lecz na wartościach, z których są szczególnie dumni. Timonen opowiadał więc o promowaniu wartości demokracji, równości, wolności słowa, edukacji, szacunku dla prawa, solidarności i zrównoważonego rozwoju. Jego zdaniem stulecie to dobry czas na ponowne odkrycie wartości, jaką jest „fińskość" Finlandii. Tym bardziej że Finowie nie mieli tak wielkiej przeszłości jak wiele narodów, które w historii szukały przykładów własnej wielkości, by poprawiać sobie aktualne samopoczucie i dzięki temu patrzeć naprzód, zastanawiać się nad tym, jakim społeczeństwem chce się być za pięć, dziesięć, pięćdziesiąt czy kolejne sto lat.

Finom paradoksalnie pomogły kryzysy, w jakie wpadała ich gospodarka. Upadek Nokii kilka lat temu nie był końcem zwykłej firmy, ale narodowego symbolu i dumy całej wspólnoty. Potraktowano to jako okazję do budowy jednej z najnowocześniejszych na świecie gospodarek opartej na innowacjach, nowoczesnych technologiach czy pomysłowości startupów.

Co ciekawe, organizując obchody stulecia, władze stwierdziły, że najważniejsze wcale nie są oficjalne państwowe uroczystości, tylko raczej wsparcie obywateli w ich pomysłach na to, jak można świętować tę rocznicę. Politycy, bez względu na to, z jakiej pochodzili partii, nosili w klapach marynarek znaczek z napisem „Finland100", a niezliczone instytucje i organizacje same zgłaszały się z pomysłami na to, jak cieszyć się z urodzin swojego państwa. Zrodził się pomysł szycia wełnianych skarpet dla weteranów czy dziergania czapeczek dla dzieci, które urodziły się w roku stulecia. Podobnych inicjatyw były tysiące. Efekty widać było bardzo szybko. Aż 98 proc. Finów słyszało o rocznicy, a aż 800 tys. osób (spośród 5,5 mln mieszkańców tego kraju) było osobiście zaangażowanych w któreś z rocznicowych przedsięwzięć.

Słuchając Timonena, czułem zazdrość. Polacy są dumni ze swej ponadtysiącletniej historii. Lecz kiedy przypomnimy sobie obchody zeszłorocznej rocznicy 1050-lecia chrztu Polski, widać, że stała za nimi zupełnie inna filozofia. Jak będzie za rok? Z tego, co wiem, nasze władze konsultowały się z Finami w ramach przygotowań do obchodów stulecia polskiej niepodległości. Byłoby wspaniale, gdybyśmy potrafili zaczerpnąć od nich kilka wzorców. Przede wszystkim by więcej niż pompy i oficjalnych obchodów było w przyszłym roku rzeczywiście aktywności obywateli, którzy cieszą się, że mogą coś zrobić razem. Stulecie niepodległości to też doskonały moment, byśmy zastanowili się nad tym, dlaczego jesteśmy dumni z bycia Polakami. I nie szukali odpowiedzi w przeszłości, nie uciekali w rekonstrukcje, lecz nie zapominając, skąd pochodzimy, zastanowić się, kim jesteśmy dziś i gdzie chcemy być za parę lat. Może też rocznica stulecia polskiej niepodległości stanie się okazją do narodowego pojednania. To idealny moment do tego, by przestać okładać się historycznymi epitetami typu zdrajcy, targowica, ubecy, Gomułka, komuniści, złodzieje, faszyści itp. Czy jesteśmy na to wystarczająco dojrzali? A może potrzebujemy jeszcze jednego stulecia?