Barbara Nowacka i Joanna Banasiuk - dwie twarze sporu o aborcję

Dyskusja o aborcji powinna mieć twarz nienarodzonego dziecka, ale w debacie publicznej to raczej starcie polityk Barbary Nowackiej i prawniczki Joanny Banasiuk.

Aktualizacja: 16.10.2016 14:54 Publikacja: 16.10.2016 00:01

Joanna Banasiuk, prawniczka w drugim pokoleniu

Joanna Banasiuk, prawniczka w drugim pokoleniu

Foto: Reporter

Wydaje się, że dzieli je wszystko. Co łączy? Na pewno dyskretnie podkreślana kobiecość, której wyrazem były kostiumy w identycznym granatowym kolorze założone podczas sejmowych prezentacji proponowanych zmian w ustawie antyaborcyjnej. Obie panie spotkały się w sali obrad. Joanna Banasiuk (ciemne włosy spływające po ramieniu) wspomina kurtuazyjne przywitanie i podanie dłoni, choć pogawędki nie było, bo Nowacka rozmawiała z politykami lewicy, a ona „nie chciała zabierać jej cennego czasu".

Barbara Nowacka (jasna fryzura spięta w kok) zapamiętała, że neutralna wymian zdań dotyczyła procesu legislacyjnego: czy będą odpowiadały na pytania. – Obie nie mamy żadnego doświadczenia parlamentarnego, ale ja przynajmniej wiedziałam, kiedy zapytać – wspomina polityk lewicy. Takich spotkań może być więcej, bo bitwa o zmianę prawa jeszcze się nie skończyła. Oba projekty zostały w bólach utrącone: najpierw ten liberalizujący wspierany przez Nowacką, potem ten zaostrzający istniejące przepisy, za którym optowała Banasiuk – i antyaborcyjna wojna wciąż trwa.

Czytaj więcej

Nowacka mówi, że projekt liberalizujący przepisy powstał z niezgody na słowa pani premier, że poprze konserwatywny dokument. Opracował go komitet obywatelski „Ratujmy kobiety", którego ona jest pełnomocniczką. Zebrali 250 tysięcy podpisów. „To wielki sukces organizacji pozarządowych. Jeśli pozwolicie państwo, to z tego miejsca podziękuję im w tej chwili" – mówiła Nowacka w Sejmie.

Poseł Tadeusz Woźniak (Klub PiS): „Wolelibyśmy nie". Poseł Jan Dziedziczak (PiS): „To nie jest odpowiedź na pytania". Poseł Sławomir Nitras (PO): „Ale proszę nie przeszkadzać, panowie". Poseł Dziedziczak: „Darmowy czas reklamowy".

Gdy zaczęła opowiadać o propozycjach, wciąż jej przerywano.

Poseł Jolanta Szczypińska (PiS): „Widziała pani kiedyś aborcję?". Poseł Iwona Arent (PiS): „Rączki, nóżki, główkę oderwaną?". Poseł Szczypińska: „Bo ja widziałam".

Wytrącona z równowagi Nowacka w pewnym momencie zapomniała nazwiska polemistki i rzuciła: „Pani posłanka – Boże drogi, przepraszam – z Platformy Obywatelskiej". I znów nadziała się na kontrę.

Poseł Piotr Kaleta (PiS): „Boże drogi?". Poseł Robert Telus (PiS): „Wierząca!". Poseł Woźniak: „Nie wzywać imienia Pana Boga nadaremno".

Nowacka nie ukrywa braku wiary. Gdy w katastrofie smoleńskiej zginęła jej matka – lewicowa polityk Izabela Jaruga-Nowacka, była minister polityki społecznej – próbowała synowi Kubie wytłumaczyć, że „babcia siedzi na chmurce". Ma także córkę Zosię, która urodziła się kilka dni po tamtym pogrzebie. Ze swoim partnerem Maciejem (poznali się podczas strajku pielęgniarek w 1999 roku, gdy ona działała w Federacji Młodych Unii Pracy, a on w Młodych Socjalistach PPS) nie pobrali się i nie zamierzają „dopóki w Polsce nie będą dopuszczane związki partnerskie". Tak Nowacka deklarowała w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów", który nosił znamienny tytuł „Jestem gotowa", bo anonsował jej wejście do wielkiej polityki.

Tym samym Nowacka weszła w buty matki, i to dosłownie, bo choć nie wierzy w świętych obcowanie, wciąż nosi jej rzeczy – płaszcz, apaszki, naszyjnik, a nawet ten sam zapach perfum (Chanel numer 5). Kwestią czasu było, kiedy zaangażuje się w politykę.

Wspomina, że aktywność rozpoczęła w 1993 roku w telefonie zaufania dla kobiet, który rozdzwonił się po wprowadzeniu „tej restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej". Kobiety pytały ją raczej o antykoncepcję i używanie prezerwatyw, ale czasem o adres lekarza potrzebnego do wykonania aborcji. Nowacka bała się wtedy prowokacji, więc zgodnie ze szkoleniem odpowiadała, że zabieg jest zakazany i odsyłała do stosownych ogłoszeń w gazetach lub zapraszała na dłuższą rozmowę. Można więc powiedzieć, że to spór o aborcję ukonstytuował jej polityczną działalność.

Po socjalistycznych młodzieżówkach zapisała się do Twojego Ruchu (jest współprzewodniczącą) i kieruje partyjnym think-tankiem. W 2014 roku nie dostała się do Parlamentu Europejskiego, a przed rokiem próbowała wejść do polskiego: stanęła na czele Zjednoczonej Lewicy. Karierę zrobiło hasło #PremierNowacka (czerwone tło, zaciśnięta pięść) i ona sama, ale 75 tysięcy głosów nie wystarczyło, bo koalicja nie przekroczyła progu wyborczego. Od lutego działa w Inicjatywie Polskiej – stowarzyszeniu działaczy lewicowych.

Czerwona krew działaczki

Sporo czyta: od skandynawskich kryminałów, przez literaturę iberoamerykańską (Marquez!), historię współczesną, reportaże społeczno-polityczne i powieść zaangażowaną (ze szczególną sympatią do Sylwii Chutnik i Joanny Bator). Do tego biega, pływa, jeździ na nartach i łyżwach, chodzi po górach, a kiedyś jeszcze żeglowała.

Z wykształcenia jest informatykiem, piastuje funkcję kanclerza Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych i zasiada w uczelnianym senacie (rektorem jest jej ojciec profesor Jerzy Nowacki, dyrektorem projektów jej partner Maciej Rembarz). Ukończyła także studia z zarządzania i ma dyplom MBA, ale w żyłach płynie przede wszystkim czerwona krew działaczki.

Na Facebooku chętnie pokazuje zdjęcia z barykad: skórzana kurtka, w garści mikrofon lub transparent. Protestuje przeciw umowom handlowym TTIP (z USA) i CETA (z Kanadą), które nie są dobre dla Polski – w sobotę 15 października zaprasza na kolejną demonstrację; czy też staje w obronie artystów z Teatru WARSawy, by radni stolicy pozwolili im działać w dawnym kinie Wars.

Ale, jak na feministkę przystało, osią działań Nowackiej są prawa kobiet. Niedawno wizytowała Parlament Europejski, gdzie opowiadała o ich ciemiężeniu w Polsce; zapowiada też europejską inicjatywę ustawodawczą w tej sprawie. Jej poglądy w kwestii aborcji nie zmieniły się od lat, choć z wiekiem nabyła nieco więcej empatii – twierdzi w telefonicznej rozmowie z „Plusem Minusem", bo na spotkanie nie starcza czasu (wciąż ma konferencje lub wyjazdy).

Swoje credo wyłożyła niedawno w „Gali": „Kobiety powinny mieć prawo do decydowania o własnym ciele. Miałyśmy je w PRL-u i zostało nam ono odebrane. Nie mówię tylko o prawie do aborcji, ale również do antykoncepcji i edukacji seksualnej. Te sprawy się łączą. Niechciane ciąże często wynikają z niewiedzy. Kolejna rzecz: in vitro. Jeżeli dorośli ludzie chcą mieć dziecko, dlaczego państwo ma im tego nie ułatwić? U nas wręcz prowadzi się kampanię presji wobec osób, które z tej szansy skorzystali. Nie służy to budowaniu szczęśliwej rodziny".

Czy temu służą zapisy we wspieranym przez nią projekcie ustawy?

Dyskusja jest trudna. „Brakuje osób skłonnych do dialogu. Tak naprawdę wiele osób, które zginęły w Smoleńsku (...), chciało współpracować. Według mnie zginął kwiat polityki, a na scenie zostały w większości awantury i niesnaski" – narzekała w wywiadach. Ale sama obwieszcza: „nie mam złudzeń co do prezydenta, jego otoczenia, jego małżonki, jak i całego PiS-u. Tam słowo odwaga straciło jakąkolwiek siłę i znaczenie" – co nie wygląda na wolę dialogu i chęć porozumienia.

W rozmowach o prawie antyaborcyjnym też mówiła bez pardonu: „powstrzymać oszołomów, którzy w polskim Sejmie próbują prowadzić jakąś religijną chrześcijańską krucjatę", „o zdrowiu i życiu kobiet decydują prawicowi ekstremiści fanatycy oraz hierarchowie kościelni", do tego słowa o „zaściankowych konserwatystach", „okrutnym projekcie ultrakonserwatystów" i „stojącą za tym polityką de facto poniżenia i zastraszenia kobiet". I stąd protesty „przeciw robieniu z nas obywateli drugiej kategorii, istot, które nie dokonają dobrych wyborów, a których rolą jest jedynie zwiększanie dzietności", za co Nowacka dostaje nienawistną korespondencję od ludzi, którzy ją lżą i życzą śmierci.

Z mównicy sejmowej snuła ponure wizje, w jakim kraju możemy żyć. „Pierwsza, najbardziej przerażająca [możłiwość], gdy Sejm przyjmie projekt wprowadzający barbarzyńskie, nieludzkie rozwiązanie stosowane w części krajów Ameryki Łacińskiej. Druga możliwość to stan obecny – czyli zgniły kompromis między Kościołem katolickim a częścią polityków prawicy, to również wyjątkowo złe rozwiązanie, które w żaden sposób nie przystaje do rzeczywistości. Efektem jest ogromne podziemie aborcyjne. Trzecia możliwość to wprowadzenie rozwiązań, które funkcjonują prawie we wszystkich krajach UE i dają kobiecie prawo do decydowania o swoim losie".

Skąd ten język? Czy był potrzebny? Nowacka mówi, że to odpowiedź na polityków, którzy dają popis braku merytoryki („nawet posłowie PO zaczynali wystąpienia od deklaracji, że chodzą do kościoła, co nie ma nic do rzeczy") i braku wychowania. – W mediach ludzie przedstawiają swoje racje i nie wsłuchują się w cudze. Wszyscy idą w populizm, bo każdy chce być na czerwonym pasku – ocenia.

Sobie nie ma wiele do zarzucenia, bo ją też obrażano.

Między Sejmem a Opus Dei

Nowacka atakowała przedstawicieli komitetu „Stop aborcji", którzy złożyli własny projekt ustawy, że to „prawicowy fanatyzm" i „prezent dla gwałcicieli", bo po przyjęciu ustawy skrzywdzone kobiety nie będą zgłaszały się na policję ze strachu przed więzieniem.

– Pani Barbara Nowacka nawiązywała do mojego wystąpienia, może jej się podobało? – żartuje Joanna Banasiuk z Ordo Iuris, Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej, która przedstawiała ten projekt w Sejmie. Zapewniała, że gwarantuje on „możliwość podejmowania przez lekarza wszelkich działań ratujących życie matki, nawet takich, które mogą pośrednio prowadzić do śmierci dziecka. Od matek nikt nie będzie wymagał w tym zakresie heroizmu. To matka jest gwarantem życia dziecka".

– Nasz projekt obrzydzano społeczeństwu i politykom, kampania dezinformacyjna zebrała swoje żniwo – mówi Banasiuk. Jej zdaniem temat praw kobiet próbują zawłaszczyć wąskie grupy środowisk skrajnie feministycznych i pseudokobiecych, bo ich działania de facto są sprzeczne z głoszonymi hasłami. – Przecież tam, gdzie chroni się życie na prenatalnym etapie rozwoju, chroni się także kobiety. Dlatego mam w tej kwestii dysonans poznawczy – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem".

Siedziba Ordo Iuris mieści się w stylowej kamienicy przy ulicy Górnośląskiej w Warszawie, dokładnie pomiędzy Sejmem a Prałaturą Opus Dei. Strategiczne położenie? Banasiuk odpowiada, że na taki lokal było ich stać, gdy poprzedni okazał się zbyt mały. I od razu – niepytana – dodaje, że nie należy do Prałatury Opus Dei, jedynie czasem korzysta z formacji. Nie ukrywa jednak działalności w białostockim oddziale organizacji, która zresztą pisze o niej per „współpracownik".

W tej duchowości zafascynowała ją idea uświęcania życia codziennego: niezwykłym odkryciem było, że wykonując swoją pracę i codzienne czynności, można po prostu być bliżej Boga. Zresztą białostockie spotkania odbywają się w kawiarni, gdzie po spotkaniu można zamówić „fantastyczną latte", co ma dowodzić jej bliskiego kontaktu z ziemią. W gabinecie widać krzyż i Matkę Boską, ale też elegancką torebkę – „gdyby zaszła niespodziewana potrzeba". A jednak portal natemat.pl ocenił, że brzmi jak „zindoktrynowana fanatyczka religijna", która „nie rozumie kobiet myślących inaczej".

To pokłosie wystąpienia Banasiuk z mównicy sejmowej, gdy spokojnym głosem przedstawiała projekt ustawy antyaborcyjnej.

– Aborcja to rzeź niewinnych dzieci, piekło kobiet i moralna kompromitacja mężczyzn – przekonywała. – Polskiemu narodowi najpierw zaordynowali ją hitlerowscy zbrodniarze, a na masową skalę narzucił komunistyczny reżim", bo „propagatorką rozwiązań aborcyjnych była stalinowska prokurator Helena Wolińska, a jej poglądy także dzisiaj znajdują krzewicieli".

Podkreślała, że zmiana prawa może dać szansę na bezpieczne narodziny każdemu dziecku, również choremu lub poczętemu w traumatycznych okolicznościach (słowa „gwałt" nie używa). Sypie danymi, że większość państw (122 ze 196) chroni życie nienarodzonych, że współczynnik śmiertelności okołourodzeniowej kobiet w Wielkiej Brytanii – z aborcją na życzenie – jest dwukrotnie wyższy niż w chroniącej życie Irlandii.

Nie pomogło. Po odrzuceniu projektu mówiła posłom, że „prawdopodobnie wielu z nich spotka się pierwszy raz w życiu z uznaniem ze strony redakcji z ulicy Czerskiej".

Czy nie żałuje tych publicystycznych wtrętów? Odpowiada, że takie przemowy rządzą się swoimi prawami i szczypta pieprzu nie zaszkodzi.

W Warszawie pomieszkuje. Pochodzi z Białegostoku. Jej matka jest pediatrą i alergologiem; ojciec z wykształcenia prawnik, ale nie pracuje w zawodzie.

Joanna Banasiuk została doktorem nauk prawnych i pracuje jako adiunkt na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku, choć akurat teraz trwa jej urlop zawodowy. Specjalizuje się w prawie cywilnym i własności intelektualnej, jej rozprawa doktorska zyskała powszechne uznanie. W trakcie studiów odbyła roczne stypendium naukowe na uniwersytecie w Münster.

Muzyka nie bierze jeńców

Z wyróżnieniem ukończyła też studia muzyczne w Akademii Muzycznej Fryderyka Chopina i pytanie o muzykę wyraźnie jej pochlebia. Poprawia się na krześle i opowiada, że przeszła pełną muzyczną edukację. Na swój instrument wybrała skrzypce. Zdarzało jej się grać w orkiestrze i jeździć z koncertami, wciąż okazjonalnie występuje publicznie. Łączyła to ze studiami prawniczymi, ale nie było potem żadnych dylematów, bo wybór stał się naturalny.

– Muzyka nie bierze jeńców: tutaj nie da się nadrobić i doczytać, trzeba systematyczności, której z czasem zabrakło – mówi. A polityka? Żacha się, że nie ma żadnych aspiracji politycznych.

Brała udział w Chrześcijańskim Kongresie Społecznym w Warszawie, zachęcała do udziału w Marszu Niepodległości w Białymstoku. Najwięcej czasu poświęca Ordo Iuris, zrzeszającego prawników broniących konserwatywnych wartości w przepisach prawa, którego jest wiceprezesem. Banasiuk reprezentuje tę organizację w polskim komitecie Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej „Jeden z nas", która ma doprowadzić do całkowitego zaprzestania finansowania z budżetu UE aborcji i doświadczeń na ludzkich embrionach.

Była w USA, by pokazać tam stan polskiej demokracji i opowiedzieć o nowych rządach. Jeździ do Brukseli, gdzie instytut ma swoje biuro. Odwiedzała również Paryż, aby tłumaczyć deputowanym Rady Europy, na czym polega dobra zmiana w prawie. Wytykała, że komisja słuchająca o praworządności wprowadziła do programu dnia ten punkt, uciekając się do nadużycia procedur. I drwiła z Jarosława Kurskiego, który uwagą o modlitwach Krucjaty Różańcowej pod siedzibą „Gazety Wyborczej" wprawił słuchaczy w prawdziwe osłupienie.

Banasiuk to komentatorka „Naszego Dziennika", ale media mainstreamowe też nie są jej obce. Głośne było starcie z Kazimierą Szczuką w TVN24 o konwencję przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, która – zdaniem Banasiuk – „operuje fałszywym pojęciem przemocy warunkowanej jedynie przez gender", a pod szczytnym tytułem kryje się manifest ideologiczny wprowadzający tylnymi drzwiami wraże wartości, wykorzeniający tradycję i kulturę.

W sprawie aborcji w TVP Info zwarła się również z Wandą Nowicką z Twojego Ruchu. – Ordo Iuris kłamie, twierdząc, że projekt „Ratujmy kobiety" liberalizujący przerywanie ciąży w Polsce jest stalinowski. To ich projekt jest stalinowski – oceniła Nowicka, która określiła go jako „drakoński" i „cofający do średniowiecza". – Wyznaczamy nowe standardy ochrony praw człowieka – odparowała Banasiuk.

Serwis Pikio.pl opublikował wtedy artykuł, w którym Banasiuk przypisał słowa: „Wszystkie dzieci w Polsce muszą się urodzić, a zwłaszcza TO JEDNO, na którego nadejście czekamy od tysięcy lat", choć takie w programie nie padły. „Kobieta przekonywała, że zakaz aborcji jest konieczny, aczkolwiek tym razem sięgnęła po argument związany z Jezusem. Przedstawicielka Ordo Iuris mówiła, że nie wolno dokonywać aborcji nawet w przypadku zespołu Downa czy gwałtu między innymi dlatego, że przypadkiem można by przerwać powtórne narodziny Jezusa" – napisano.

Na manipulację Ordo Iuris zareagowało pismem przedprocesowym, co skończyło się przeprosinami „za naruszenie dóbr osobistych, w tym dobrego imienia, renomy naukowej i zawodowej oraz wizerunku. Redakcja oparła artykuł na przerobionym screenie, który krążył po mediach społecznościowych".

Kurz po bitwie

Banasiuk zapewnia, że Ordo Iuris jest gotowe do dyskusji nad każdym punktem projektu. Sama w Sejmie zgłaszała do niego autopoprawkę, ale było już za późno, bo posłowie nie chcieli żadnej debaty (co określa stanowczo, że nie zdali egzaminu). Mówi, że na szczęście istnieje pakiet okołopomocowy, przygotowany przez jej instytut, który będzie realizowany przez rząd.

A co dalej z prawem antyaborcyjnym? – Projekt obywatelski wymaga po raz kolejny zebrania 100 tysięcy podpisów. Jesteśmy w stanie wspierać każdy pomysł obliczony na zagwarantowanie pełnej ochrony życia. Organizacje pozarządowe będą podejmowały wysiłek, a my będziemy im pomagać, dając kontent i wsparcie prawne. Najsłabsi i najmniejsi zasługują na to, bo kompromis aborcyjny wciąż zabija – mówi Banasiuk. Czy będzie to projekt Ordo Iuris? Nie wiadomo, bo musi jeszcze „opaść kurz po bitwie".

Nowacka jest gotowa do pisania nowego projektu i w każdej chwili może zacząć zbierać pod nim podpisy, ale w ciągu najbliższych miesięcy nie widzi takiej potrzeby, bo Sejm nie wyraził woli zmiany prawa i taka inicjatywa ustawodawcza nie jest potrzebna. Lepiej skupić się na prawie europejskim albo zacząć pracę u podstaw, choćby związaną z edukacją seksualną. Deklaruje też gotowość do rozmowy, bo „nie wszyscy musimy zachowywać się wrogo i rozmowa ze skrajnymi organizacjami jest trudna, ale możliwa".

– Rozumiem wiele argumentów pani Banasiuk, choć nie zgadzam się z nimi. Różnimy się w podejściu do roli państwa. Oni uważają, że to strażnik moralności. Dla nas prawo ma szanować obywateli i wychodzić im naprzeciw – mówi Nowacka i zastrzega, że to nie koniec dyskusji.

– Nie odkładamy sprawy do lamusa – zapowiada Banasiuk.

Tym razem w pełni się zgadzają.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Wydaje się, że dzieli je wszystko. Co łączy? Na pewno dyskretnie podkreślana kobiecość, której wyrazem były kostiumy w identycznym granatowym kolorze założone podczas sejmowych prezentacji proponowanych zmian w ustawie antyaborcyjnej. Obie panie spotkały się w sali obrad. Joanna Banasiuk (ciemne włosy spływające po ramieniu) wspomina kurtuazyjne przywitanie i podanie dłoni, choć pogawędki nie było, bo Nowacka rozmawiała z politykami lewicy, a ona „nie chciała zabierać jej cennego czasu".

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Menedżerowie są zmęczeni
Plus Minus
Konrad Szymański: Cztery bomby tykają pod członkostwem Polski w UE
Plus Minus
Polexit albo śmierć
Plus Minus
„Fallout”: Kolejna udana serialowa adaptacja gry po „The Last of Us”
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Kaczyński. Demiurg polityki i strażnik partyjnego żłobu