Carlos Ruiz Zafón: Tworzę muzykę do własnych książek

Pisanie książek sprowadza się wyłącznie do umiejętności snucia opowieści, kreślenia postaci, języka, atmosfery. Historie nie są bowiem tak naprawdę o tym, o czym traktują, ich istotą jest to, jak są opowiedziane - mówi Carlos Ruiz Zafón.

Publikacja: 12.10.2017 15:09

Carlos Ruiz Zafón: Tworzę muzykę do własnych książek

Foto: AFP, Michael Kappeler

Plus Minus: „Labirynt duchów" liczy blisko 900 stron. Czy zbieranie materiałów do tak obszernej książki wymagało wiele czasu i zabiegów?

Carlos Ruiz Zafón: Właściwie można powiedzieć, że większość dzieciństwa i wczesnej młodości spędziłem na zbieraniu materiałów dotyczących cyklu o Cmentarzu Zapomnianych Książek. Ale mówiąc całkiem serio – na tyle dobrze znam Barcelonę, gdzie toczy się akcja, i historię tego miasta, że pisanie żadnej z tych książek nie wiązało się z jakąś szczególną kwerendą. Wystarczyło to, co już miałem w głowie i w mojej bibliotece. Zawsze czytałem wiele o historii i przez lata zgromadziłem liczny księgozbiór, z którego mogłem czerpać informacje o różnych miejscach i epokach.

Trudno mi uwierzyć, że pisanie bodaj najbardziej skomplikowanej i najdłuższej książki w dorobku przyszło panu tak łatwo.

Przyznaję, że była to bez wątpienia najtrudniejsza książka w całej mojej pisarskiej karierze. Także dlatego, że to ostatnia część cyklu, w którym musiałem poprowadzić czytelnika do wyjścia z labiryntu różnych wątków; to klucz do mechanizmu, w którym wszystkie elementy zaczynają do siebie pasować lub też – by użyć innego porównania – wszystkie powiązania, warstwy i intrygi łączą się w tkaninę, w której – mam nadzieję – nie widać fastrygi ani szwów.

Czy czytelnicy powinni spodziewać się w finale tetralogii ostrych wiraży fabularnych? A może po lekturze trzech poprzednich części są w stanie przewidzieć zakończenie?

Myślę, że nawet ci zaznajomieni z dotychczasowymi losami bohaterów będą mocno zaskoczeni. Tym bardziej że nie tylko układam tu znane już elementy układanki, ale i wprowadzam zupełnie nowe. W tym literackim uniwersum nic nie jest tym, czym wydawało się być, więc proponuję zapiąć pasy i trzymać się mocno.

O ile trudniej jest stworzyć tetralogię niż samodzielną powieść?

Dużo trudniej. Wymusza to nie tylko bardziej złożoną fabułę, ale i zmiany w narracji, która nieustannie ewoluuje. Tym bardziej że przyjęta przeze mnie konstrukcja odbiega od tradycyjnej sagi z jej następstwem zdarzeń. Taka konstrukcja wymagała ode mnie dużo uwagi, by opowiadać historię, ale jednocześnie ukrywać pewne tropy przed czytelnikiem.

W tym właśnie tkwi sekret historii, która podbiła serca już 40 milionów czytelników?

Myślę, że ostatecznie wszystko sprowadza się wyłącznie do umiejętności snucia opowieści, kreślenia postaci, języka, atmosfery. Historie nie są bowiem tak naprawdę o tym, o czym traktują, ich istotą jest to, jak są opowiedziane. To ostatnie określa rodzaj doświadczenia, jakim jest lektura, i może stanowić magnes dla czytelnika.

Dlaczego wybrał pan XX-wieczną Barcelonę? Dlaczego wybrał pan najmroczniejszy okres frankistowskiej dyktatury?

Od zawsze fascynował mnie okres od rewolucji przemysłowej do połowy XX wieku, nie tylko w Barcelonie czy nawet Hiszpanii, ale na całym świecie, choć szczególnie jego zachodniej części. Uważam, że to najbogatszy, najbardziej złożony, pełen paradoksów i ostatecznie tragedii czas w historii. To wspaniałe żerowisko dla narratora.

Wszystkie swoje powieści pisał pan w Los Angeles. Dlaczego cykl o Cmentarzu Zapomnianych Książek nie dzieje się w LA, tylko w Barcelonie?

Akcja tylko niektórych z moich książek toczy się w Barcelonie. A w końcu to tam się urodziłem i wychowałem. Mam wrażenie, że w życiu każdego z pisarzy następuje moment, gdy „wraca do domu" albo przynajmniej stara się dociec własnych korzeni, przeanalizować wspomnienia i przekuć to wszystko w coś nowego. Moje książki też są taką próbą.

Myślał pan o tym, żeby przyłączyć się do jednej z licznych wycieczek, które krążą po Barcelonie śladami bohaterów pana cyklu?

Nie muszę. Te spacery, i wiele innych, odbywam w mojej głowie. Wolę taką rozrywkę pozostawić czytelnikom.

Jak to możliwe, że zakamarki duszy bohaterów pana książek pomaga panu zgłębiać gra na fortepianie?

Po prostu uwielbiam muzykę, komponowanie i grę na fortepianie. To hobby, ale może także coś więcej. Tworzę muzykę do własnych historii. Pomaga mi to budować strukturę, atmosferę, naprowadza na świeże pomysły. To jakby równoległa ścieżka procesu twórczego, która napędza tę literacką.

A jednak nie czuje pan takiej łączności z językiem filmowym. Mało tego, nie życzy pan sobie adaptacji pana książek...

Nie widzę takiej potrzeby, choć tworzę także scenariusze filmowe. Nie rozumiem jednak, dlaczego wszystko musi zostać przełożone na język filmu. Nikt nie pyta filmowców, dlaczego nie przerobią swoich dzieł na książki.

Z niektórych pana wypowiedzi bije dystans wobec autorów przypisujących swoje osiągnięcia literackie natchnieniu.

Po prostu wierzę, że pisarstwo jest efektem ciężkiej pracy, a tak zwane natchnienie to raczej co najwyżej rodzaj motywacji, iskry, która rozpala zapał do roboty, a nie wpływ mitycznej muzy.

Jeden z pana bohaterów (Daniel) stwierdza w „Cieniu wiatru", że niewiele rzeczy odciska głębsze piętno na życiu człowieka niż pierwsza książka, która trafia do jego serca. Która to była książka w pana przypadku?

Trudno mi wskazać jedną. To był cały świat książek, języka, myśli i narracji.

Z której z własnych książek jest pan najbardziej dumny?

Kocham je wszystkie. Każda przywodzi na myśl pewne wspomnienia, jest częścią mojego życia. Moje książki to moje dzieci. Dlatego niech mi pan nie każe wybierać. Z pewnych względów osobistych najbliższa wydaje mi się chyba ta ostatnia, ale nie ma to związku z jakością literacką i ma niewiele wspólnego z obiektywną oceną.

A co chciałby pan, żeby czytelnicy wynieśli po przeczytaniu tej najnowszej, czyli „Labiryntu duchów"?

Przyjemność, piękno, podniecenie, pobudzenie, obrazy, idee, emocje, krytyczne myślenie, radość, strach, ciarki i wiele, wiele innych rzeczy.

rozmawiał Paweł Szaniawski

Carlos Ruiz Zafón (ur. 1964 w Barcelonie) jest jednym z najbardziej znanych współczesnych pisarzy. Jego utwory przetłumaczono na 45 języków. Jest autorem tetralogii „Cmentarz Zapomnianych Książek". Na cykl składają się powieści „Cień wiatru", „Gra Anioła", „Więzień Nieba" i „Labirynt duchów" (ta ostatnia właśnie ukazała się w Polsce). Wszystkie tomy łączą w sobie cechy kryminału, sagi i powieści historycznej. Dzieje Daniela Sempere w Barcelonie pierwszej połowy XX wieku pokazują, jak splatają się losy ludzi i książek.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: „Labirynt duchów" liczy blisko 900 stron. Czy zbieranie materiałów do tak obszernej książki wymagało wiele czasu i zabiegów?

Carlos Ruiz Zafón: Właściwie można powiedzieć, że większość dzieciństwa i wczesnej młodości spędziłem na zbieraniu materiałów dotyczących cyklu o Cmentarzu Zapomnianych Książek. Ale mówiąc całkiem serio – na tyle dobrze znam Barcelonę, gdzie toczy się akcja, i historię tego miasta, że pisanie żadnej z tych książek nie wiązało się z jakąś szczególną kwerendą. Wystarczyło to, co już miałem w głowie i w mojej bibliotece. Zawsze czytałem wiele o historii i przez lata zgromadziłem liczny księgozbiór, z którego mogłem czerpać informacje o różnych miejscach i epokach.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów