Plus Minus: „Labirynt duchów" liczy blisko 900 stron. Czy zbieranie materiałów do tak obszernej książki wymagało wiele czasu i zabiegów?
Carlos Ruiz Zafón: Właściwie można powiedzieć, że większość dzieciństwa i wczesnej młodości spędziłem na zbieraniu materiałów dotyczących cyklu o Cmentarzu Zapomnianych Książek. Ale mówiąc całkiem serio – na tyle dobrze znam Barcelonę, gdzie toczy się akcja, i historię tego miasta, że pisanie żadnej z tych książek nie wiązało się z jakąś szczególną kwerendą. Wystarczyło to, co już miałem w głowie i w mojej bibliotece. Zawsze czytałem wiele o historii i przez lata zgromadziłem liczny księgozbiór, z którego mogłem czerpać informacje o różnych miejscach i epokach.
Trudno mi uwierzyć, że pisanie bodaj najbardziej skomplikowanej i najdłuższej książki w dorobku przyszło panu tak łatwo.
Przyznaję, że była to bez wątpienia najtrudniejsza książka w całej mojej pisarskiej karierze. Także dlatego, że to ostatnia część cyklu, w którym musiałem poprowadzić czytelnika do wyjścia z labiryntu różnych wątków; to klucz do mechanizmu, w którym wszystkie elementy zaczynają do siebie pasować lub też – by użyć innego porównania – wszystkie powiązania, warstwy i intrygi łączą się w tkaninę, w której – mam nadzieję – nie widać fastrygi ani szwów.
Czy czytelnicy powinni spodziewać się w finale tetralogii ostrych wiraży fabularnych? A może po lekturze trzech poprzednich części są w stanie przewidzieć zakończenie?