Siłą Białasa jest to, że na szczyt wspiął się od samego dołu: od bitew freestyle'owych, na których większość publiki stanowili startujący w nich raperzy, podziemnych koncertów w naprawdę niewielkich klubach i tzw. mixtape'ów na kradzionych bitach, które rozchodziły się praktycznie jedynie wśród znajomych. To podręcznikowa droga rapera, który nie szuka niszy i mało wymagających słuchaczy, ale sam przez kilkanaście lat wychowuje sobie publikę i metr po metrze poprawia pozycję w peletonie. Aż w końcu Białas z wrodzoną sobie butą i nonszalancją wyszarpał koszulkę lidera.
Drogę tę przemierzał jednak nie sam – szedł ramię w ramię z polskim rapem. Nie był prawdziwym prekursorem, raczej świetnie czuł i rozumiał to, czym ta scena zaczyna nasiąkać. Dobierał sobie producentów stawiających na coraz nowocześniejsze brzmienia, a razem z Solarem w ekipie i wytwórni SB Maffija stawiał na współpracę z co ciekawszymi artystami młodego pokolenia, zaczynającymi rapować już w czasach nowej mody na tzw. new school, gdy coraz popularniejsze stawały się minimalistyczne, szybkie i elektroniczne bity, a co za tym idzie – zupełnie inny styl rapowania. To z nimi młodzi słuchacze zaczynali kojarzyć nową modę.
Trudno nie odnieść wrażenia, że nowy album Białasa jest zwieńczeniem tej drogi. „Na równi ze mną to stawia się Drake'a i Skeptę, a nie polskiego rapera" – przechwala się raper z niewielkiego Teresina pod Sochaczewem w tytułowym kawałku „Polon". A w znakomitym singlu „Jak Skepta" – być może rapowym numerze roku – wręcz arogancko ometkowuje kolejny gatunek muzyczny: „Pierwszy polski grime, nawet jak jakiś był wcześniej". Bo inni może i tworzą podobną muzykę, może i byli pierwsi, ale to Białas jest w stanie przekonać słuchaczy, że robi to na zupełnie innym poziomie: „Różnica pomiędzy nami z każdą sekundą się zwiększa/ Ty stoisz w dresie jak wieśniak, ja chodzę w dresie jak Skepta" – jakby mówiąc, że jest dres i dres, czyli Białas i reszta raperów.
Nie sądzę jednak, by ten rap z krwi i kości, nawet jeśli bardzo nowoczesny, trafił do przeciętnego słuchacza nieobytego z tym gatunkiem muzycznym. Może trafi doń bardzo emocjonalne i zarapowane w klasyczny, spokojny sposób „Na serio" – zresztą jeden z najlepszych kawałków o miłości w polskim rapie. Może trafi nawet kilka bardziej nowoczesnych numerów. Ale nie będą to hity na miarę Donatana. Masowy słuchacz odbierze ten album raczej jako „tylko rap" – nic więcej.
Ale na tym też polega moc Białasa. Jako trendsetter jest o tyle wiarygodny, że ma świetny, rozwijany przez lata rapowy warsztat, czym bije na głowę młode gwiazdy rapu, jak Otsochodzi czy Taco Hemingway. A new school czuje niczym młodzi raperzy, nie brzmi na nowoczesnych bitach tak drętwo, nienaturalnie jak dinozaury rapu. „Polon" będzie miał wielką siłę oddziaływania na polski rap i bardzo szerokie kręgi artystów inspirujących się nowymi nurtami w hiphopowym światku. Także dlatego, że za Białasem stoi wielka maszyna wpływu w mediach społecznościowych i bezpośrednio u przywódców opinii – wpływowych słuchaczy i poważanych raperów. Tą maszyną jest SB Maffija i mniej lub bardziej zaprzyjaźnieni z firmą artyści, jak choćby Quebonafide, w duecie z którym powstał singlowy „Ganges".