Przypomnijmy, że to jednak SLD uelastyczniał formy zatrudnienia w Polsce.
Na tym polegają mądre reformy rynku pracy. W tamtych czasach rząd SLD starał się go uelastycznić, ale robił to mądrze. Z jednej strony chronił pracowników, z drugiej – tych, którzy ich zatrudniali. To przez orzecznictwo Sądu Najwyższego w Polsce ustalenie stosunku pracy graniczy z cudem. W dodatku za czasów Platformy przez osiem lat Państwowa Inspekcja Pracy praktycznie nie zajmowała się legalnością zatrudnienia. W 2011 r. w całym kraju inspektorzy wystąpili tylko 41 razy z powództwami o ustalenie stosunku pracy osób, które były niezgodnie z prawem zatrudnione na tzw. śmieciówkach. Ale nie zapominajmy, że mamy też mnóstwo ludzi w naszym wieku, którzy wcale nie chcą mieć etatu.
Ile poznałeś kobiet w okolicach trzydziestki, które nie chciałyby mieć etatu?
Kobiety nie zawsze chcą pracować w godzinach „od do" w jednym miejscu przez wiele lat...
Ale chcą mieć święty spokój, gdy zajdą w ciążę.
Konstytucja gwarantuje prawo do ochrony macierzyństwa tylko kobietom zatrudnionym na etat czy wszystkim?
Wszystkim.
Ale w praktyce jest inaczej. Każda kobieta powinna mieć w równym stopniu zagwarantowaną ochronę i na przykład urlop rodzicielski. Każdy powinien mieć prawo do wypoczynku, prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych, prawo do ochrony zdrowia. Lewica powinna pracować nad regulacjami dotyczącymi rynku pracy, które będą gwarantować konstytucyjne prawa pracownicze wszystkim w równym stopniu, bez względu na podstawę zatrudnienia. Nie może być podziału na lepszych i gorszych pracowników, nawet jeśli niektórzy upatrywali w tym sposobu na bycie zieloną wyspą.
Na moje oko to lewica ma obecnie na świecie dwa nurty. Jeden to powrót do starych wartości i robią to Bernie Sanders i Jeremy Corbyn, a drugi to zapoczątkowane w połowie lat 90. szukanie trzeciej drogi. W Polsce ten pierwszy nurt reprezentuje Razem, a SLD ten drugi.
Ten podział na dwa nurty to pieśń czasów, które powoli się kończą.
Chyba zaczynają.
Kończą. Te dwie wizje socjaldemokracji łączy to, że reagują na problemy czasów minionych. Dlatego nie jest to alternatywa, o której chciałbym mówić. Na pewno lekiem dla lewicy jest powrót do korzeni, ale nie do starych haseł programowych. Chodzi o takie wartości i cele, które leżą u źródeł socjaldemokratycznego kanonu, jak: równość, sprawiedliwość społeczna czy ochrona pracownika. To z nich wynikały szczegółowe postulaty programowe. Lewica wymyśli się na nowo, gdy zrozumie, jak zaaplikować te wartości do współczesnych czasów.
A jak nie Marks to kto? Kogo wy tam towarzysze czytacie? Piketty'ego?
Piketty jest inspirujący, ale takich autorów jest więcej. Ciekawą pozycją jest choćby „Duch równości" Richarda Wilkinsona i Kate Pickett. Lewicowi intelektualiści dostrzegają zjawiska wcześniej przemilczane, jak na przykład wzrost nierówności. Nikt z nich nie ma jednak roszczenia, by zbudować kompleksową receptę na rzeczywistość. To jest już rola polityków. Bez takiej wizji nie rządzisz tylko administrujesz.
I tak było za Platformy.
Te czasy już za nami.
Słusznie minione?
I tak, i nie. Platforma była postrzegana jako partia, która gwarantuje modernizację. Po prostu chodziło o to, by wybudować autostrady i aquaparki. Zresztą w 2001 r. to SLD wygrał jako partia, która gwarantuje kolejny etap skoku cywilizacyjnego, czyli wejście do Unii Europejskiej. W latach 90. najwięcej oferowała Unia Wolności, bo ludzie chcieli, żeby polityka była tak estetyczna, jak ta w Europie Zachodniej. Te etapy się skończyły.
A jak się zaczął?
Czas partii, które mają programy, a w nich postulaty, których realizację można dostrzec we własnym portfelu. Tusk miał hasło, że Polska zasługuje na cud, a tak naprawdę mówił Polakom, że tych cudów nie ma. Umowa była prosta: ja wam wybuduje autostrady, a wy, jak chcecie, żeby było wam lepiej, to weźcie sobie kredyt, kupcie mieszkanie albo wyjedźcie do Anglii. Komorowski po prostu wyartykułował przekaz tamtych czasów. To wynika też z tego, że przez 25 lat byliśmy społeczeństwem aspiracyjnym. Przeciętny człowiek myślał kategoriami kogoś, kim chciałby być.
A teraz już się tym kimś stał?
Albo się tym kimś stał, albo wie, że się tym kimś nie stanie. W związku z tym po prostu patrzy na swój portfel. Platforma miała gruby program wyborczy, którego nie realizowała. Jej przeciętny wyborca nie miał poczucia sprawczości, czyli czegoś, co ma wyborca PiS. Oni realizują swój program.
Kiedyś było tak, że wyborcy woleli, żeby Tusk nie realizował własnych obietnic, niż żeby Kaczyński realizował swoje. To się zmieniło.
Tak, ale kiedyś obietnice Kaczyńskiego były mniej pociągające. PiS odwoływał się do kwestii symbolicznych i do bezpieczeństwa, mówił o układach i korupcji. Gdyby dziś tak budował swój przekaz, to nie wygrałby wyborów. Program 500+ jest lewicowym pomysłem. Ma cechy uniwersalnego świadczenia, a takie właśnie postuluje w Europie socjaldemokracja.
Nie jest uniwersalny, bo nie dostają go na przykład samotne matki.
To powinno być naprawione i lewica to postuluje, ale mówię ogólnie. 500+ nie stygmatyzuje osób mniej zamożnych, a klasie średniej i wyższej daje czytelny sygnał, że państwo uznaje ich wysiłek w wychowaniu dzieci. Jednak sama polityka społeczna PiS jest bardzo wycinkowa, odwołuje się do tu i teraz. PiS nie podejmuje wyzwań, które czekają nas w przyszłości. Nie ma próby zbudowania nowego systemu emerytalnego. Stworzenie takiego sprawiedliwego systemu to zadanie dla lewicy.
Chyba jeszcze nie wszyscy się zorientowali, jak niskie będą mieć emerytury.
Bardzo niskie i w dodatku nie ma w tym ich winy.
To będzie dopiero frustracja...
W obecnym systemie można świetnie zarabiać i mieć potem głodową emeryturę. Wymyślenie odpowiedzialnego systemu jest po prostu niezbędne. Pokolenie, którego ten problem głównie dotyczy, jest jeszcze aktywne zawodowo.
Wolnorynkowcy mają tu odpowiedź: III filar. A lewica?
III filar to nie jest odpowiedź. Im mniej elementów kapitałowych w systemie emerytalnym, tym lepiej. Polska bardzo słusznie wycofała się z OFE. Emerytury nie mogą opierać się na indywidualnym oszczędzaniu i stopie zwrotu z inwestycji. Takie rozwiązania nie gwarantują stabilnych świadczeń na godziwym poziomie. Przyszłością pewnie będzie jakaś forma emerytury obywatelskiej.
A po co jest nam potrzebne Centrum im. I. Daszyńskiego?
Lewica potrzebuje eksperckiego wsparcia i my je oferujemy. Staramy się zresztą nie tylko wspierać polityków, ale i kształtować debatę publiczną. Jako naukowcy reprezentujący różne dziedziny chcemy inspirować rzeczową debatę po lewej stronie sceny politycznej.
I SLD was słucha?
W większości kwestii. Współpracowaliśmy przy projekcie reformy sądownictwa. SLD przedstawił własne rozwiązania. Myślę jednak, że wszystkim partiom w Polsce brakuje merytorycznego wsparcia.
Bardziej opłaca się inwestować w PR niż w think tanki.
To prawda, ale polityka nie polega tylko na wizerunku i estetyce. Sensem polityki jest nie tylko zdobywanie i utrzymywanie władzy, ale też rządzenie – przedstawianie konkretnych rozwiązań. Do tego jest już potrzebne wsparcie eksperckie.
Były pomysły, by zmusić partie do wydawania więcej na ekspertów i analizy, tylko problem z tym, że musiałaby to przegłosować same partie.
Obecnie muszą przeznaczać od 5 do 15 proc. na fundusz ekspercki. To rozwiązanie jest dobre, choć pewnie wszyscy byśmy sobie życzyli, by partie wydawały jeszcze więcej na zaplecze intelektualne.
— rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)
Sebastian Gajewski (rocznik 1988) jest doktorem nauk prawnych, członkiem zarządu socjaldemokratycznego think tanku Centrum im. Ignacego Daszyńskiego.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95