Artykuł prof. Zbigniewa Stawrowskiego pt. „Klaps jako imperatyw kategoryczny” wywołał burzę zasłużonej krytyki. Oburzenia nie kryły osoby o tak odmiennej proweniencji światopoglądowej jak liberalny rzecznik praw dziecka Marek Michalak czy wiceminister rodziny w prawicowym rządzie PiS Bartosz Marczuk. Tekst prof. Stawrowskiego można jednak krytykować na dwa sposoby. Pierwszy rodzaj rzeczywiście jest „czułostkowo humanitarny”: oto rodzicielski klaps jest przedstawiany nie tylko jako mało inteligentny i psychologicznie wątpliwy sposób na uciszenie dziecka, ale także jako najcięższe wykroczenie rodzica, wobec czego już samo wspomnienie autora o tym, że klaps nie powinien, nawet w teorii, zasługiwać na reakcje instytucji państwowych, prowokuje paniczne apele o podanie autora do sądu. Drugi rodzaj krytyki rzeczywiście może być dla autora filozoficznym wyzwaniem. Chodzi o problem intelektualny symbolizowany przez niesmak, jaki wywołuje nazwanie przez prof. Stawrowskiego klapsa „symbolicznym wyrazem najgłębszej miłości” rodzicielskiej, a rezygnację z wymierzenia takiej kary „moralnym złem, kiedy nie dopełnimy naszego obowiązku”.