Na początek warto zwrócić uwagę na sygnały, jakie do polskiej strony docierają od przedstawicieli niemieckiego rządu. Przekaz brzmi mniej więcej tak: uważamy, że to jest wasza wewnętrzna rozgrywka i dopóki będziecie się tym bawić na użytek krajowej polityki, nie będziemy reagować. Ale jeśli rząd zgłosi formalny wniosek o reparacje, uznamy to za przekroczenie czerwonej linii...
Nie, to nie chochlik drukarski, rzeczywiście mówią o czerwonej linii. Przyznam, że to nie lada arogancja. Czyżby polski rząd stracił suwerenność i nie miał prawa realizować swojej polityki zagranicznej lub historycznej? I właśnie ten sygnał z Niemiec pokazuje, że sprawa jest na tyle ważna, że nie warto jej odpuszczać. Oczywiście wysłanie przez Niemców takiego sygnału jest elementem dyplomatycznych nacisków, bo nie mają żadnego interesu w wypłacaniu nam jakichkolwiek pieniędzy. Ale jesteśmy równymi sobie partnerami i nie wyobrażam sobie, by – szczególnie po tym, co Niemcy zrobili Polsce w XX w. – mówili nam: nie, tego wam nie wolno, zabraniamy, czerwona linia.
Drugim argumentem na rzecz innego spojrzenia na temat reparacji jest opisana w środę w „Rzeczpospolitej" ekspozycja powstałego właśnie Domu Historii Europejskiej, która opowiada historię naszego kontynentu, ale przyjmując przede wszystkim niemiecki punkt widzenia. I problem nie polega nawet na tym, że twórcom tego muzeum przyświecało przekonanie, że państwa narodowe są złem. Otóż więcej: okazuje się, że do I wojny światowej doprowadził nacjonalizm... ale słowiański.
Gorzej jednak jest z historią II wojny światowej. Po pierwsze Holokaust nie jest jej centralnym punktem, co jest jakoś wyjątkowo zbieżne z interesami Niemiec. Po drugie zaś, mowa o współodpowiedzialności za Shoah zarówno Niemiec czy Austrii, jak i Polski, Francji i Ukrainy. A centralnym elementem wojny są – według autorów wystawy – wypędzenia. Sęk w tym, że zauważono wyłącznie wypędzenie Niemców.
Często w Polsce, ale nie tylko, słychać argument, że Niemcy rozliczyły się ze swoją bolesną historią i nie warto już do tego wracać. Może kiedyś, i owszem, jakieś niebezpieczne pomysły zgłaszała Erika Steinbach, ale to był wyłącznie margines. Właśnie Dom Historii Europejskiej pokazuje, że to wcale nie margines, ale mainstream europejskiej oraz niemieckiej historiografii. Niemcy prowadzą bardzo aktywną politykę historyczną, której celem jest przedstawienie historii XX w. w najwygodniejszy dla siebie sposób. To zaś oznacza, że Polska nie tylko może, ale wręcz ma moralny obowiązek przedstawiać historyczną prawdę, że Niemcy podczas II wojny światowej zgładzili nie tylko znaczną część populacji europejskich Żydów, ale też zdziesiątkowali polski naród jak nikt w ciągu tysiącletniej jego historii i ograbili jego terytorium, nigdy się z tego nie rozliczając.