W ojczyźnie jest dziś największą gwiazdą na literackim firmamencie, choć debiutowała zaledwie siedem lat temu. Inauguracyjny tom sagi „Silva rerum" okazał się tak wielkim hitem, że do dziś na Litwie było już dwanaście wznowień. Trzecia część powieści, która wyszła w ubiegłym roku, nie schodziła z pierwszego miejsca listy bestsellerów przez równe pół roku, dystansując anglojęzyczną konkurencję, co u nas już się właściwie nie zdarza. I trudno się sukcesowi Sabaliauskaite dziwić, ponieważ jej powieść oferuje czytelnikowi wszystko, czego ten oczekuje od porządnej sagi historycznej: głębię detalu, wnikliwą znajomość obyczajów i epoki, a przede wszystkim żywych, wielowymiarowych protagonistów, którym aż chce się kibicować.
W pierwszej odsłonie „Silva rerum", która pojawiła się właśnie u nas, Sabaliauskaite przedstawia Rzeczpospolitą Obojga Narodów w kryzysowym momencie – po powstaniu Chmielnickiego i potopie szwedzkim. Mamy rok 1666, kojarzony przez bohaterów książki (ze względów symbolicznych) z rokiem końca świata. Ród Narwojszów z Milkont, którego dzieje opisuje Sabaliauskaite, to drobna litewska szlachta mówiąca i pisząca po polsku. Choć powieść otwiera piękne Sienkiewiczowskie zdanie, inspiracją dla autorki jest przede wszystkim sztuka baroku, co wyczuć można także w jej frazie. Losy bliźniąt Kazimierza i Urszuli wciągają od samego początku, gdy oboje w dzieciństwie po raz pierwszy widzą śmierć, aż po ostatnie strony, kiedy siedemnastoletnia Urszula rezygnuje z nowicjatu w wileńskim klasztorze.