Po filmie „Amerykański snajper", który został obsypany nagrodami, Clint Eastwood skończył kolejną produkcję – „Sully", rzecz o amerykańskim pilocie, który wylądował pasażerskim samolotem na rzece Hudson. Jednak ostatnio trafił na czołówki mediów nie z powodu swej twórczości, ale wypowiedzi na temat Donalda Trumpa.
W wywiadzie dla magazynu „Esquire" 86-letni aktor znany z serii „Brudny Harry" i spaghetti westernów, a także reżyser 35 filmów wyznał, że rozważa zagłosowanie w listopadowych wyborach prezydenckich na Donalda Trumpa – po czym mocnymi słowy podsumował stan rzeczy w kulturze i społeczeństwie amerykańskim. – Trump mówi, co myśli – uznał. – Czasami to nie jest dobre, czasami jest. (...) Trumpowi o coś chodzi. Ostatnio wszyscy mieli po cichu dosyć poprawności politycznej. Żyjemy w pokoleniu całującym wszystkim tyłki, w pokoleniu ciot. Wszyscy chodzą po skorupkach jajek. Ludzie oskarżają się o bycie rasistami. Gdy dorastałem, pewnie rzeczy nie były nazywane rasizmem.