Żadna data w najnowszej historii Europy nie jest tak bardzo znana jak rok 1989. Wszyscy przecież wiedzą, że w tym właśnie roku zawalił się komunizm, a nad podzielonym dotąd kontynentem zatriumfowały wolność i demokracja. Wydaje się, że zdarzył się cud, bo przecież zaledwie rok wcześniej upadek komunizmu zdawał się w Europie nierealną mrzonką. Pamiętają Państwo rok 1987? Albo nawet 1988? Gdyby wtedy ktoś oznajmił, że zbrodniczy system dożywa właśnie swoich ostatnich dni, wymownie postukalibyśmy się w czoło. To wydawało się niemożliwe.
Czytaj więcej
No właśnie. Zastanawiające jest, że komunizm upadł nagle, z zaskoczenia. Że nikt się tego nie spodziewał. A skoro nikt w Europie Środkowej i Wschodniej nie spodziewał się rewolucji, to kto właściwie tę rewolucję przygotował? W Polsce mieliśmy przynajmniej jakąś opozycję. Ale w Bułgarii? W Mongolii? Albo, żeby nie szukać tak daleko, w NRD czy Czechosłowacji? Tam inwigilacja obywateli przez służby bezpieczeństwa była tak powszechna, że powstanie jakiejkolwiek struktury opozycyjnej liczącej więcej niż kilkanaście osób nie wchodziło w rachubę. Nie, tej wielkiej rewolucji 1989 roku nie mogła zorganizować opozycja, przeczą temu zdrowy rozsądek i pobieżna choćby wiedza na temat aparatu represji w państwach komunistycznych.
Zastanawiające jest również, jak mało w gruncie rzeczy wiemy na temat 1989 roku. Bo gdyby odcedzić te wszystkie okrągłe i trójkątne stoły, fotografie tłumów szturmujących mur berliński czy reprodukcje plakatów wyborczych, to okazałoby się, że zostaje nam bardzo niewiele. Kilka patetycznych gestów, przemówień, oficjalnych deklaracji, sloganów i manifestów.
Okazuje się, że operujemy stereotypem, mitem ludowej rewolucji, której w istocie nie było. Owszem, doszło do wielkich zmian politycznych i ekonomicznych, ale to nie obywatele Europy Środkowej byli ich podmiotem. W państwach byłego bloku wschodniego o wszystkim decydowała sowiecka partia komunistyczna. I to ona zadekretowała rewolucję. Rewolucję, która dopiero potem wymknęła się jej z rąk.
W tym momencie sceptyk zechce zapewne złapać mnie za słowo i zapytać: skoro komunizm był tak silny, że nie zagrażały mu żadne ruchy oddolne, to dlaczego podjęto na Kremlu ryzykowną decyzję o zainicjowaniu zmian w Europie? Najkrótsza odpowiedź brzmi: aby przejąć inicjatywę i zarządzając wywołanym przez siebie kryzysem, utrzymać, a nawet poszerzyć kontrolę nad Europą. Spójrzmy na Władimira Putina. Na pierwszy rzut oka awantura, którą rozpętał na Ukrainie, wydaje się nieracjonalna. Ale jej cel jest podobny do tego, który przyświecał Michaiłowi Gorbaczowowi w latach 80.: rozpętać kontrolowany kryzys, który pozwoli osiągnąć strategiczny cel, jakim jest umocnienie Rosji.