Fińska recepta na szczęście

W czasach nastawionych na sukces, gdy presja jego osiągnięcia przytłacza nas z każdej strony, Juho Kuosmanen pozwala nam spojrzeć na życie z trochę innej perspektywy.

Aktualizacja: 20.08.2017 17:39 Publikacja: 20.08.2017 16:00

Fińska recepta na szczęście

Foto: materiały prasowe

Bo to truizm, że im szybciej żyjemy, tym mniej zastanawiamy się nad tym, po co to wszystko...

Film „Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia" cofa nas o ponad 50 lat i to w wielu wymiarach. Raz, że opowiada o prawdziwych wydarzeniach z 17 sierpnia 1962 r.: walce fińskiego pięściarza Olliego Mäkiego o mistrzostwo świata w wadze piórkowej z Amerykaninem Daveyem Moore'em; dwa, że nakręcony na 16-milimetrowej czarno-białej taśmie z epoki, przenosi nas do kina tzw. Nowej Fali lat 60. Idę o zakład, że nikomu, kto nie został wcześniej uprzedzony, iż film powstał w XXI w., nawet nie przyszłoby do głowy, że może nie być to dzieło naprawdę nakręcone przed laty.

Historia Mäkiego z pozoru wydaje się banalna. Pięściarz z prowincjonalnej Kokkoli przygotowuje się w Helsinkach do walki, którą żyje cała Finlandia. W przygotowaniach niezmiernie przeszkadza mu to, że właśnie się zakochał. Kuosmanen potrafił jednak z tego patosu stworzyć wspaniałą i nieoczywistą opowieść o presji sukcesu, puszczając oko do widza, że to, co w 1962 r. dotykało nielicznych, dziś jest problemem uniwersalnym.

Najbardziej zaskoczył mnie klimat filmu. Obawiałem się do granic artystycznego kina, na siłę utrzymanego w konwencji Nowej Fali, bez powodu nakręconego archaicznym sprzętem – ot tak, dla szpanu. Ale konwencji debiutu Kuosmanena, znanego dotychczas jedynie z dzieł krótkometrażowych, naprawdę trudno cokolwiek zarzucić. Film porusza, daje do myślenia, wprowadza w świetny nastrój wysmakowanym, nienachalnym poczuciem humoru. Jest poważny i luźny zarazem. Dobrze, że reprezentuje kino fińskie na polskich ekranach.

„Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia", reż. Juho Kuosmanen

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Bo to truizm, że im szybciej żyjemy, tym mniej zastanawiamy się nad tym, po co to wszystko...

Film „Olli Mäki. Najszczęśliwszy dzień jego życia" cofa nas o ponad 50 lat i to w wielu wymiarach. Raz, że opowiada o prawdziwych wydarzeniach z 17 sierpnia 1962 r.: walce fińskiego pięściarza Olliego Mäkiego o mistrzostwo świata w wadze piórkowej z Amerykaninem Daveyem Moore'em; dwa, że nakręcony na 16-milimetrowej czarno-białej taśmie z epoki, przenosi nas do kina tzw. Nowej Fali lat 60. Idę o zakład, że nikomu, kto nie został wcześniej uprzedzony, iż film powstał w XXI w., nawet nie przyszłoby do głowy, że może nie być to dzieło naprawdę nakręcone przed laty.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami